wtorek, 1 lipca 2008

Ale mdłości nie wystąpiły. Zachowała przy sobie, wzięła ze sobą, zamierzała sprowadzić węgorza pod ziemię, żeby wreszcie był spokój.
Gdy karawaniarze unieśli wieko trumny i chcieli przykryć rów­nie zdecydowaną co udręczoną twarz mojej biednej mamy, Anna Koljaiczkowa powstrzymała ich, rzuciła się potem na córkę, depcząc kwiaty przed trumną, i płakała, szarpała biały, kosztowny ekwipunek pogrzebowy i krzyczała głośno po kaszubsku.
Wielu mówiło później, że przeklęła mojego domniemanego ojca Matzeratha i nazwała mordercą córki. Podobno była też mowa o moim upadku z piwnicznych schodów. Przejęła bajeczkę po mamie i nie pozwoliła Matzerathowi zapomnieć o jego rzekomej winie za moje rzekome nieszczęście. Ciągle go oskarżała, chociaż Matzerath, wbrew wszelkiej polityce, niemal wbrew swojej woli, bardzo ją szanował i podczas wojny zaopatrywał w cukier i miód sztuczny, kawę i naf­tę.
Handlarz warzyw Greff i Jan Broński, który płakał głośno i po kobiecemu, odciągnęli babkę od trumny. Karawaniarze mogli za­mknąć wieko i zrobić wreszcie owe miny, jakie robią zawsze, gdy biorą trumnę na swoje barki. Na półwiejskim cmentarzu w Brętowie z dwiema kwaterami po obu stronach wiązowej alei, z kapliczką, która wyglądała jak sklejona wycinanka z szopki, ze studnią na koło­wrót, z rozćwierkanym ptactwem, na czysto wygrabionej alei cmen­tarnej, gdy szedłem zaraz za Matzerathem na czele procesji, po raz pierwszy spodobała mi się forma trumny. Później nieraz jeszcze mia­łem sposobność przesuwać wzrokiem po czarnym, brązowym, prze­znaczonym na ostateczne cele drzewie. Trumna mojej biednej mamy była czarna. Zwężała się w cudownie harmonijny sposób u stóp. Czy jest na tym świecie forma, która odpowiada proporcjom człowieka w kształcie podobnie doskonałym?
Gdybyż łóżka miały owo ścieśnienie ku stopom! Gdyby wszyst­kie nasze stałe i przygodne posłania tak jednoznacznie zwężały się u stóp! Bo w końcu, żebyśmy nie wiem jak buńczucznie stawali w rozkroku, naszym stopom przypada przecież tylko ta wąska pod­stawa, która z szerokiego oparcia, jakiego domagają się głowa, ra­miona i tułów, zwęża się u podnóża.

Brak komentarzy: