niedziela, 3 sierpnia 2008

Dzisiaj Maria jest abonentką żurnalu mód. Z każdą wizytą ubiera się coraz bardziej elegancko. A wtedy?
Czy Maria była piękna? Ukazywała okrągłą, świeżo wymytą twarz, patrzyła chłodno, ale nie zimno, szarymi, z lekka wyłupiasty­mi oczyma o krótkich, lecz gęstych rzęsach pod mocnymi, ciemny­mi, zrośniętymi u nasady nosa brwiami. Wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, których skóra przy silnym mrozie napinała się sinawo i pękała boleśnie, nadawały twarzy uspokajającą jednostajność, któ­rej nie przerywał maleńki, co nie znaczy brzydki ani tym bardziej śmieszny, raczej mimo całej delikatności kształtny nos. Czoło miała okrągłe i gładkie, już od młodych lat przecięte pionowymi zmarszcz­kami ponad zarośniętą nasadą nosa. Luźno i lekko się kręcąc układa­ły się na skroniach owe kasztanowate włosy, które jeszcze dziś mają blask wilgotnych pni drzew, aby potem opiąć gładko małą, zgrabną głowę, jak u matki Truczinskiej pozbawioną niemal potylicy. Kiedy Maria po raz pierwszy włożyła biały fartuch i stanęła za ladą naszego sklepu, nosiła jeszcze warkocze za mocno ukrwionymi, jędrnymi usza­mi, których płatki niestety nie zwisały swobodnie, lecz bezpośrednio wrastały w ciało powyżej dolnej szczęki, nie tworząc wprawdzie ja­kiejś brzydkiej fałdki, ale wystarczająco wynaturzone, by snuć wnioski o charakterze Marii. Później Matzerath namówił dziewczynę na trwałą ondulację: uszy zostały zakryte. Dzisiaj Maria pod krótką ostrzyżoną, modnie rozczochraną fryzurą znów obnosi wrośnięte płatki; ma­skuje jednak ten drobny defekt urody dużymi, niezbyt gustownymi klipsami.

Brak komentarzy: