Dzisiaj Maria jest abonentką żurnalu mód. Z każdą wizytą ubiera się coraz bardziej elegancko. A wtedy?
Czy Maria była piękna? Ukazywała okrągłą, świeżo wymytą twarz, patrzyła chłodno, ale nie zimno, szarymi, z lekka wyłupiastymi oczyma o krótkich, lecz gęstych rzęsach pod mocnymi, ciemnymi, zrośniętymi u nasady nosa brwiami. Wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, których skóra przy silnym mrozie napinała się sinawo i pękała boleśnie, nadawały twarzy uspokajającą jednostajność, której nie przerywał maleńki, co nie znaczy brzydki ani tym bardziej śmieszny, raczej mimo całej delikatności kształtny nos. Czoło miała okrągłe i gładkie, już od młodych lat przecięte pionowymi zmarszczkami ponad zarośniętą nasadą nosa. Luźno i lekko się kręcąc układały się na skroniach owe kasztanowate włosy, które jeszcze dziś mają blask wilgotnych pni drzew, aby potem opiąć gładko małą, zgrabną głowę, jak u matki Truczinskiej pozbawioną niemal potylicy. Kiedy Maria po raz pierwszy włożyła biały fartuch i stanęła za ladą naszego sklepu, nosiła jeszcze warkocze za mocno ukrwionymi, jędrnymi uszami, których płatki niestety nie zwisały swobodnie, lecz bezpośrednio wrastały w ciało powyżej dolnej szczęki, nie tworząc wprawdzie jakiejś brzydkiej fałdki, ale wystarczająco wynaturzone, by snuć wnioski o charakterze Marii. Później Matzerath namówił dziewczynę na trwałą ondulację: uszy zostały zakryte. Dzisiaj Maria pod krótką ostrzyżoną, modnie rozczochraną fryzurą znów obnosi wrośnięte płatki; maskuje jednak ten drobny defekt urody dużymi, niezbyt gustownymi klipsami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz