niedziela, 3 sierpnia 2008

Oskar miał stracha przed jazdą tramwajem koło cmentarza na Zaspie. Czyż nie musiał się obawiać, że widok tak cichego, a jednak wymownego miejsca odbierze mu i tak już niezbyt wielką ochotę do plażowania? Jak zachowa się duch Jana Brońskiego, zastanawiał się Oskar, gdy ten, co doprowadził go do zguby, w lekkim, letnim ubra­niu przemknie koło jego grobu w dzwoniącym tramwaju?
Dziewiątka zatrzymała się. Konduktor ogłosił, że to przystanek Zaspa. Omijając wzrokiem Marię patrzyłem z wysiłkiem w stronę Brzeźna, skąd, powiększając się powoli, nadpełzał tramwaj, na który czekaliśmy. Żeby tylko nie spojrzeć w bok! Cóż tam było do ogląda­nia! Zmarniałe sosny, zardzewiała krata w esy-floresy, bezładnie porozrzucane nagrobki, których inskrypcje były czytelne już tylko dla mikołajków nadmorskich i dzikiego owsa. Lepiej już wyjrzeć przez otwarte okno i popatrzeć w górę: brzęczały tam grube Ju 52, jak na bezchmurnym lipcowym niebie potrafią brzęczeć tylko trzymotorowe samoloty albo bardzo tłuste muchy.
Ruszyliśmy dzwoniąc i mijany tramwaj zasłonił nam widok. Za­raz za przyczepą musiałem się obejrzeć: zobaczyłem cały opuszczo­ny cmentarz, ponadto kawałek pomocnego muru, którego uderzają­co biała plama leżała wprawdzie w cieniu, ale mimo to budziła niezwykle przykre...
A potem cmentarz został w tyle, zbliżaliśmy się do Brzeźna i znów i popatrzyłem na Marię. Jej ciało wypełniało lekką letnią sukienkę w kwiatki. Wokół okrągłej, matowo błyszczącej szyi, na pulchnych obojczykach miała naszyjnik z drewnianych wiśni koloru starej czer­wieni, które były wszystkie jednakowej wielkości i udawały bliską pęknięcia dojrzałość. Domyślałem się tylko owego zapachu czy na­prawdę go poczułem? Oskar pochylił się lekko - Maria wiozła swoją waniliową woń nad Bałtyk - wciągnąłem głęboko aromat i w jednej chwili pozbyłem się butwiejącego Jana Brońskiego. Obrona Poczty Polskiej stała się już historią, zanim ciała obrońców odpadły od ko­ści. Oskar, ocalały, chłonął zupełnie inne zapachy od tych, jakie mógł wydzielać jego kiedyś elegancki, teraz rozkładający się domniema­ny ojciec.

Brak komentarzy: