wtorek, 17 czerwca 2008

Drażniło mnie zachowanie gołębi. Szkoda mi było oczu, więc cofnąłem wzrok i na poważnie, chcąc też pozbyć się rozdrażnienia, posłużyłem się obu pałeczkami jak dźwignią: drzwi ustąpiły i Oskar, zanim jeszcze otworzył je całkiem, był już w środku Wieży, wpadł już na kręte schody, wspinał się już w górę, zawsze wysuwając na­przód prawą nogę, dostawiając lewą, dotarł do pierwszych okratowanych lochów, wspiął się wyżej, zostawił za sobą salę tortur ze sta­rannie utrzymanymi i pouczająco opisanymi narzędziami, idąc dalej w górę - teraz wysuwał naprzód lewą nogę, dociągał prawą - wyj­rzał przez wąskie zakratowane okienko, ocenił wysokość, uświado­mił sobie grubość muru, spłoszył gołębie, spotkał ponownie te same gołębie wyżej za zakrętem schodów, znów wysuwał naprzód prawą, żeby dociągnąć lewą, a gdy po kolejnej zmianie nogi znalazł się na samej górze, długo jeszcze mógłby się tak wspinać, choć ciążyła mu i prawa, i lewa noga. Ale schody zrezygnowały przedwcześnie. Oskar zrozumiał bezsens i niemoc wieżowej budowli.

Nie wiem, jaka wysoka była i jest nadal - bo przetrwała wojnę - Wieża Więzienna. Nie mam też ochoty prosić mojego pielę­gniarza o kompendium wschodnioniemieckiego ceglanego gotyku. Myślę, że od stóp po wierzchołek miała jak nic swoje czterdzieści pięć metrów.

Musiałem, a to za sprawą schodów, które zmęczyły mnie zbyt szybko, zatrzymać się na galerii obiegającej hełm Wieży. Usiadłem, wsunąłem nogi między kolumienki balustrady, pochyliłem się i mimo kolumienki, którą obejmowałem prawą ręką, patrzyłem w dół na Targ Węglowy, lewą zaś strzegłem bębenka, który przebył ze mną całą drogę w górę.

Nie chcę państwa zanudzać opisywaniem wielo wieżowej, roz­brzmiewającej głosami dzwonów, starodawnej, rzekomo wciąż jesz­cze przenikniętej tchnieniem średniowiecza, przedstawionej na ty­siącu dobrych sztychów panoramy, widoku Gdańska z lotu ptaka. Nie będę też zajmował się gołębiami, choćby sto razy mówiono, że gołębie to wdzięczny temat. Dla mnie gołąb nie znaczy nic, wolę już mewę. Wyrażenie „gołąb pokoju” brzmi w moich uszach jak para­doks. Na zwiastuna pokoju wybrałbym raczej jastrzębia czy nawet ścierwnika niż gołębia, najkłótliwszego mieszkańca przestworzy. Krótko i węzłowato: na Wieży Więziennej były gołębie, ale ostatecz­nie gołębie są na każdej przyzwoitej wieży, która dba o siebie z po­mocą przydzielonego jej konserwatora.

Brak komentarzy: