środa, 11 czerwca 2008

Mali i wielcy ludzie, Mały i Wielki Bełt, małe i wielkie abecadło, mały Jaś i Karol Wielki, Dawid i Goliat, liliput i gwardyjska miara; pozostałem trzylatkiem, karłem, Tomciem Paluchem, pozostałem brzdącem, który nie rośnie, aby uniknąć takich rozróżnień jak mały i duży katechizm, aby mierząc metr siedemdziesiąt dwa, jako tak zwa­ny dorosły, nie podlegać człowiekowi, który nawet w lustrze przy goleniu mienił się moim ojcem, i nie być skazanym na sklep, który, zgodnie z życzeniem Matzeratha, jako sklep kolonialny miał dla dwudziestojednoletniego Oskara oznaczać świat dorosłych. Abym nie musiał terkotać kasą, trzymałem się blaszanego bębenka i od moich trzecich urodzin nie urosłem ani na palec, pozostałem trzylatkiem, ale i mędrcem, nad którym górowali wszyscy dorośli i który na swój sposób miał górować nad dorosłymi; który nie chciał swojego cienia mierzyć z ich cieniem; który wewnętrznie i zewnętrznie był całkowi­cie ukształtowany, podczas gdy tamci do późnej starości baj durzyli o rozwoju; który się potwierdzał, co tamci przyjmowali do wiadomo­ści z wielkim trudem i nieraz bólem; który nie musiał z roku na rok nosić coraz większych butów i spodni, byle dowieść, że coś rośnie.

A przy tym, i tutaj również Oskarowi muszę przypisać rozwój, rzeczywiście coś rosło - i to nie zawsze z korzyścią dla mnie - i osiągnęło wreszcie mesjaniczną wielkość; ale któż z dorosłych za moich czasów zwracał uwagą na nieodmiennie trzyletniego bębnistę Oskara?

Brak komentarzy: