czwartek, 19 czerwca 2008

Przyznaję, że kamienne płyty w katolickich kościołach, że za­pach katolickiego kościoła, że cały katolicyzm w niewytłumaczalny sposób fascynuje mnie do dziś jak, czy ja wiem, jak rudowłosa dziew­czyna, chociaż rude włosy chciałbym przemalować, a katolicyzm podsuwa mi bluźnierstwa, które ujawniają raz po raz, że ja, choć nada­remnie, to jednak nieodwracalnie otrzymałem katolicki chrzest. Czę­sto przy najbanalniejszych czynnościach, na przykład przy myciu zębów, nawet przy wypróżnianiu, łapię się na układaniu komentarzy do mszy, jak: We Mszy świętej odnawia się przelanie krwi Chrystu­sa, ażeby płynęła ona dla twojego oczyszczenia, oto kielich krwi Jego, wino stanie się prawdziwe i rzeczywiste, ilekroć krew Chrystusa prze­lana będzie, oto prawdziwa krew Chrystusowa, przez oglądanie krwi świętej dusza krwią Chrystusa skropiona zostaje, drogocenna krew, zmyty krwią, przy przeistoczeniu płynie krew, korporał krwią spla­miony, głos krwi Chrystusowej całe niebo przenika, krew Chrystusa miłą woń rozsiewa przed obliczem Boga.
Musicie państwo przyznać, że w pewnym stopniu zachowałem katolicką intonację. Dawniej nie mogłem czekać na tramwaj nie wspo­minając równocześnie Najświętszej Marii Panny. Nazywałem ją mi­łosierną, świętą, błogosławioną, panną nad pannami, pocieszycielką strapionych; panno wsławiona, panno czcigodna, która Jego urodzi­łaś, matko najmilsza, matko niepokalana, pozwól mi zaznać słody­czy imienia Jezus, jak Ty zaznałaś jej w matczynym sercu swoim, prawdziwie godnie jest to i sprawiedliwie, słusznie i zbawiennie, kró­lowo błogosławiona, błogosławiona...
Owo słówko „błogosławiona” czasami, przede wszystkim gdy co so­bota bywałem z mamą w kościele Serca Jezusowego, tak mnie przesładzało i zatruwało, że dziękowałem szatanowi, iż przetrwał we mnie chrzest i dostarczył mi odtrutki, która pozwalała mi co prawda bluźnierczo, ale prosto kroczyć po kamiennych płytach kościoła Serca Jezusowego.

Brak komentarzy: