sobota, 21 czerwca 2008

rzez dłuższy czas słyszałem tylko łkanie mamy, lekkie skrzy­pienie łóżka, przytłumione mamrotanie z bawialni. Jan uspokajał Matzeratha. Matzerath prosił Jana, żeby uspokoił mamę. Mamrota­nie ucichło, Jan wszedł do sypialni. Trzeci akt: stanął przy łóżku, patrzył to na mamę, to na pokutującą Magdalenę, usiadł ostrożnie na brzegu łóżka, głaskał leżącą na brzuchu mamę po plecach i siedze­niu, przemawiał do niej uspokajająco po kaszubsku, a wreszcie - gdy słowa już nie pomagały - wsunął jej rękę pod spódnicę, aż prze­stała łkać i Jan mógł już nie patrzeć na wielopalcą Magdalenę. Trze­ba było widzieć, jak po skończonej pracy Jan wstał, otarł palce chu­steczką, potem głośno i już nie po kaszubsku, żeby Matzerath w bawialni czy w kuchni mógł zrozumieć, powiedział do mamy ak­centując każde słowo: - Chodź, Agnieszko, zapomnijmy o tamtym, Alfred już dawno zabrał węgorze i wylał do ubikacji. Zagramy sobie partyjkę skata, choćby nawet po ćwierć feniga. a jak już będziemy to wszystko mieli za sobą i odzyskamy humor, Alfred zrobi nam grzy­by z jajecznicą i smażonymi ziemniakami.
Mama nic na to nie powiedziała, podniosła się z łóżka, wygładzi­ła żółtą pikowaną kołdrę, poprawiła fryzurę w lustrzanych drzwiach szafy i wyszła za Janem z sypialni. Cofnąłem oko od szpary i usły­szałem niebawem, jak tasowali karty. Krótki, ostrożny śmiech, Mat­zerath przełożył, Jan rozdał, i już zaczęli licytować. Zdaje mi się, że Jan licytował do Matzeratha. Matzerath spasował już przy dwudzie­stu trzech. Po czym mama podciągnęła Jana do trzydziestu sześciu, wtedy i on musiał spuścić z tonu, a sama zagrała granda i niewiele zabrakło jej do sukcesu. Następną partię, zwykłe dzwonki, wygrał w cuglach Jan, a trzecią, czerwień z ręki bez dwóch, mama, choć z trudem, rozstrzygnęła na swoją korzyść.

Brak komentarzy: