Wtedy jeszcze mając w ręku nędzny blaszany bębenek można było sobie poradzić z ludźmi na trybunach i przed trybunami, i muszę przyznać, że podobnie jak dalekosiężne rozśpiewywanie szkła, tak i mój trik spod trybuny doprowadziłem do perfekcji. Bębniłem nie tylko przeciw brunatnym zgromadzeniom. Oskar siadał pod trybuną przeciwko czerwonym i czarnym, skautom i zielonym jak szpinak koszulom PX1, świadkom Jehowy i weteranom, wegetarianom i młodym Polakom z ruchu ozonowego. Cokolwiek zamierzali śpiewać, grać, głosić, o cokolwiek się modlić: Mój bębenek potrafił to lepiej.
Moje dzieło było więc dziełem niszczycielskim. A czego nie zmusiłem do uległości bębenkiem, to zabijałem głosem. Tak więc obok podejmowanych w biały dzień kroków przeciwko symetrii trybun rozpocząłem też nocną działalność: zimą z dziewięćset trzydziestego szóstego na trzydziesty siódmy zabawiałem się w kusiciela. Pierwsze nauki w kuszeniu bliźnich otrzymałem od babki Koljaiczkowej, która owej surowej zimy otworzyła stragan na tygodniowym targu we Wrzeszczu, to znaczy: w swoich czterech spódnicach siedziała w kucki za targową ladą i żałościwym głosem polecała na dni świąteczne: „Jajeczka świeże, masełko złociutkie i gąski, nie za tłuste, nie za chude!” Każdy wtorek był dniem targowym. Przyjeżdżała kolejką z Firogi, krótko przed Wrzeszczem ściągała filcowe bambosze, w których jechała, wchodziła w nieforemne kalosze, objuczała się swoimi dwoma koszami i szła do straganu przy Dworcowej, na którym wisiała tabliczka: Anna Koljaiczek, Bysewo. Jakże tanie były wtedy jajka! Za guldena dostawało się mendel, a masło kaszubskie było tańsze od margaryny. Babka przysiadała między dwiema rybaczkami, które wołały: „Fląderki”, „Dorsze, smaczne, tanie!” Mróz ścinał masło na kamień, konserwował jajka, szlifował rybie łuski czyniąc z nich cieniutkie żyletki i dawał pracę i zarobek człowiekowi, który nazywał się Schwerdtfeger, był jednooki, nad otwartym piecykiem na węgiel drzewny ogrzewał cegły, a potem, zawinięte w gazetę, wypożyczał przekupkom.
Moja babka pozwalała Schwerdtfegerowi równo co godzina wsuwać sobie gorącą cegłę pod cztery spódnice. Schwerdtfeger robił to żelaznym suwakiem. Wsuwał parującą paczuszkę pod ledwie uniesiony materiał, jeden ruch na wyładowanie, drugie pchnięcie na załadowanie, i z niemal wystygłą cegłą żelazny suwak Schwerdtfegera wynurzał się spod spódnic babki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz