Kąpaliśmy się w łazienkach południowych, bo tam rzekomo było mniej tłoczno niż w łazienkach północnych. Panowie przebrali się w szatni męskiej, mnie mama zaprowadziła do kabiny w szatni damskiej, zażądała, bym na plaży wystąpił nago, a tymczasem sama, mając już wtedy bujne kształty, wtłoczyła swoje ciało w słomianożółty kostium. Żeby nie ukazywać się tysiącookiej plaży zbyt goło, zakrywałem przyrodzenie bębenkiem, a później wyciągnąłem się na brzuchu w morskim piasku, nie chciałem wejść w zachęcające wody Bałtyku, wolałem chować swoje skarby w piasku i uprawiać strusią politykę. Matzerath, a także Jan Broński z zarysowującymi się brzuszkami wyglądali tak śmiesznie i niemal żałośnie mizernie, że byłem rad, kiedy późnym popołudniem wszyscy ruszyli do szatni, gdzie każdy namaścił swoją opaleniznę i natarty niveą znów włożył niedzielne ubranie.
Kawa i ciastka w „Gwieździe Morskiej”. Mama chciała zjeść trzeci kawałek pięciopiętrowego tortu. Matzerath sprzeciwił się, Jan był jednocześnie za i przeciw, mama zamówiła, dała Matzerathowi kąsek, nakarmiła Jana, zadowoliła obu swoich mężczyzn, zanim łyżeczka po łyżeczce napełniła żołądek przesłodzonym klinem.
O święty kremie maślany, o mączką cukrową posypane, najpierw pogodne, potem pochmurne niedzielne popołudnie! Polscy arystokraci siedzieli w niebieskich słonecznych okularach nad intensywnie kolorową lemoniadą, której nie ruszali. Panie bawiły się fioletowymi paznokciami, a zapach naftaliny z ich futrzanych etoli, które każdorazowo wypożyczały na sezon, dolatywał do nas z morskim wiatrem. Matzerath uznał to za błazeństwo. Mama też miałaby ochotę wypożyczyć, choćby na jedno popołudnie, taką etolę. Jan twierdził, że znudzenie polskiej arystokracji osiągnęło obecnie taki stan, iż mimo rosnących długów nie mówi się po francusku, lecz z czystego snobizmu najpospolitszą polszczyzną.
Nie można wysiadywać w „Gwieździe Morskiej” i wpatrywać się bez końca w niebieskie słoneczne okulary i fioletowe paznokcie polskiej arystokracji. Moja napełniona tortem mama domagała się ruchu. Przyjął nas park zdrojowy, musiałem jeździć na osiołku i jeszcze raz pozować do zdjęcia. Złote rybki, łabędzie - czego ta natura nie wymyśli - i znów złote rybki i łabędzie, podnoszące wartość słodkiej wody.
Wśród fryzowanych cisów, które jednak wbrew temu, co się zawsze mówi, wcale nie szeptały, spotkaliśmy braci Formellów, oświetlaczy kasyna Formellów, oświetlaczy Opery Leśnej Formellów. Młodszy Formella musiał zwykle pozbyć się najpierw wszystkich kawałów, jakie w zawodzie oświetlacza wpadły mu w ucho. Starszy Formella znał te kawały, ale z braterskiej miłości śmiał się zaraźliwie w odpowiednich miejscach i ukazywał przy tym o jeden złoty ząb więcej niż jego młodszy brat, który miał ich tylko trzy. Poszliśmy do Springera na kieliszek jałowcówki. Mama wolała elektorską. Potem, nadal sypiąc kawałami ze swojego zapasu, hojny młodszy Formella zaprosił nas na kolację do „Papugi”. Tam spotkaliśmy Tuschela, a do Tuschela należało pół Sopotu, ponadto kawał Opery Leśnej i pięć kin. Był on szefem braci Formellów i ucieszył się z poznania nas, tak jak my ucieszyliśmy się z poznania jego. Tuschel niezmordowanie obracał pierścieniem na palcu, który nie mógł jednak być magicznym czy czarodziejskim pierścieniem, bo nic zupełnie się nie stało prócz tego, że teraz Tuschel zaczął opowiadać kawały, i to te same, które przedtem słyszeliśmy od Formellów, tylko z mniejszym efektem, gdyż nie dysponował tylu złotymi zębami. Jednakże śmiał się cały stolik, bo Tuschel opowiadał kawały. Tylko ja zachowywałem powagę i próbowałem nieporuszoną twarzą zabijać pointy. Ach, jakże salwy śmiechu, jeśli nawet nieprawdziwie, to przecież podobnie do wypukłych szybek w oszklonym froncie naszej knajpki, promieniowały przytulnością. Tuschel okazywał wdzięczność, opowiadał jeden kawał po drugim, zamówił goldwasser, nagle, pławiąc się w śmiechu i goldwasserze, szczęśliwie przekręcił pierścień inaczej i rzeczywiście coś się stało. Tuschel zaprosił nas wszystkich do Opery Leśnej, bo przecież kawał Opery Leśnej należał do niego, sam niestety nie mógł pójść, był umówiony i tak dalej, ale my zechcemy może zadowolić się jego miejscami, fotelami w loży, dzieciaczek będzie mógł się przespać, jeśli się zmęczył; i srebrnym automatycznym ołówkiem wypisał Tuschelowe słowo na Tuschelowej wizytówce, to otworzy przed wami wszystkie drzwi, powiedział - i tak też było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz