sobota, 21 czerwca 2008

Wielobarwny hałas, wdzierając się z bawialni, uderzył w drzwi szafy, wyrwał mnie z zaczynającego się właśnie, poświęconego sio­strze Indze półsnu. Rozbudzony, z obrzmiałym językiem, trzymając bębenek na kolanach, siedziałem między zimowymi płaszczami w różne desenie, czułem zapach partyjnego munduru Matzeratha, miałem koło siebie skórzany pas, koalicyjkę z karabińczykiem, nie znaj­dowałem już ani śladu po białym układzie fałd pielęgniarskiego stro­ju: wełna opadała, kamgarn zwisał, kord gniótł flanelę, nade mną modne kapelusze z ostatnich czterech lat, u moich stóp buty, panto­felki, wypastowane sztylpy, obcasy, podkute i nie podkute, smuga światła z zewnątrz, która wszystko wydobywała z mroku; Oskar ża­łował, że zostawił szparę w lustrzanych drzwiach.
Cóż mogli mi zaofiarować ci w bawialni? Może Matzerath za­skoczył czułą parę na kanapie, co było mało prawdopodobne, bo Jan zawsze, nie tylko przy skacie, zachowywał resztkę ostrożności. Za­pewne, i tak też było, Matzerath wniósł do pokoju zabite, wypatro­szone, wymoczone, ugotowane i przyprawione do smaku węgorze w wielkiej wazie pod postacią zupy z ziemniakami i gdy nikt nie chciał siadać do jedzenia, ośmielił się zachwalać swoją potrawę, wyliczając wszystkie składniki, recytując cały przepis. Mama krzyknęła. Krzyknęła po kaszubska. Tego Matzerath ani nie rozumiał, ani nie znosił, musiał jednak wysłuchać, pojął też chyba, o co jej szło; mowa przecież mogła być tylko o węgorzach i jak zawsze, ilekroć mama krzyczała, o moim upadku z piwnicznych schodów. Matzerath odpowiedział. Oboje znali swoje role. Jan robił wyrzuty. Bez niego nie obeszła się żadna scena. Wreszcie drugi akt: trzasnęło wieko for­tepianu, bez nut, z pamięci, nogi na obu pedałach, rozbrzmiewający echem, mieszany chór myśliwski z Wolnego strzelca: „Cóż równać się może na tej ziemi”. I w połowie łowieckiego zawołania trzask fortepianu, nogi z pedałów, taborecik zwalony na podłogę, mama w pędzie, już w sypialni, jeszcze spojrzenie w lustrzane drzwi szafy i rzuciła się, widziałem to przez szparę, w poprzek małżeńskiego łóż­ka pod niebieskim baldachimem, płakała i załamywała ręce podob­nie wielopalco jak pokutująca, oprawiona w złote ramy Magdalena na oleodruku u wezgłowia.

Brak komentarzy: