sobota, 7 czerwca 2008

Koljaiczek był więc podpalaczem, wielokrotnym podpalaczem, bo od tego czasu w całych Prusach Zachodnich tartaki i składy drze­wa dostarczały hubki dla rozbłyskujących dwubarwnie narodowych uczuć. Jak zawsze, gdy chodzi o przyszłość Polski, tak i w tych poża­rach miała swój udział Najświętsza Maria Panna, i byli podobno na­oczni świadkowie - może dziś jeszcze ktoś z nich żyje - którzy utrzy­mywali, że na walących się dachach wielu tartaków widzieli Matkę Boską w polskiej koronie. Tłum, jaki zwykle gromadzi się przy wiel­kiej pożodze, intonował jakoby Bogurodzicę - wolno nam sądzić, że podpalenia, których sprawcą był Koljaiczek, miały uroczystą opra­wę: padały przysięgi i zaklęcia.

Podczas gdy tak obciążony podpalacz Koljaiczek poszukiwany był przez władze, nieskazitelny, samotny jak palec, niewinny i ogra­niczony flisak Józef Wranka, którego nikt nie szukał i mało kto znał, dzielił swoją prymkę na dzienne porcje, aż pochłonęła go rzeka Bug, a trzy porcje prymki pozostały w kurtce z dokumentami. Ponieważ topielec Wranka sam już nie mógł się zgłosić, a nikt nie zadawał kłopotliwych pytań na temat jego osoby, Koljaiczek, który był po­dobnej postury i miał taką samą okrągłą głowę jak nieboszczyk, wśli­znął się najpierw w jego kurtkę, potem w jego potwierdzoną urzędowymi papierami, dotychczas nie karaną skórę, odzwyczaił się od faj­ki, przeszedł na prymkę, przejął nawet od Wranki rzecz najbardziej osobistą, wadę wymowy, i przez następne lata był porządnym, oszczędnym, lekko jąkającym się flisakiem, który spławiał całe lasy w dół Niemna, Biebrzy, Bugu i Wisły. Trzeba też powiedzieć, że w huzarach przybocznych następcy tronu pod Mackensenem został starszym huzarem Wranką, bo Wranka jeszcze nie służył, Koljaiczek zaś, który był cztery lata starszy od topielca, w toruńskiej artylerii pozostawił po sobie złe świadectwo.

Brak komentarzy: