niedziela, 24 sierpnia 2008

Gdy granaty wybuchły w pobliżu, opuściliśmy strych. Później Matzerath chciał jeszcze raz iść na górę, ale Maria mu nie pozwoliła. Usłuchał, a kiedy długo i szeroko opisywał pożar wdowie Greff, która nie ruszała się z piwnicy, płakał. Zaszedł jeszcze raz do mieszkania, nastawił radio, ale radio milczało. Nie było słychać nawet trzaskania ognia w płonącej rozgłośni, nie mówiąc już o jakimś komunikacie nadzwyczaj nym.
Speszony niemal jak dziecko, które nie wie, czy ma nadal wie­rzyć w świętego Mikołaja, stał Matzerath pośrodku piwnicy, szarpał szelki, po raz pierwszy wyraził zwątpienie w ostateczne zwycięstwo i za radą wdowy Greff wyjął odznakę partyjną z klapy marynarki, nie wiedział jednak, co z nią zrobić; piwnica miała bowiem betonową posadzkę, Greffowa nie chciała od niego wziąć odznaki, Maria uwa­żała, że powinien zagrzebać ją w ziemniaki, ale ziemniaki nie były dla Matzeratha wystarczająco bezpieczne, a na górę nie odważył się pójść, bo tamci lada chwila przyjdą, jeśli już nie przyszli, byli w dro­dze, bili się przecież już pod Brętowem i Oliwą kiedy on był jeszcze na strychu, i ubolewał raz po raz, że nie zostawił tego karmelka na górze w piasku przeciwlotniczym, bo jeśli znajdą go tutaj z karmel­kiem w garści... Upuścił go na beton, chciał rozdeptać i zabawić się w dzikusa, ale obaj z Kurtusiem rzuciliśmy się tam jednocześnie, ja pierwszy chwyciłem, nadal go trzymałem, kiedy malec uderzył, jak uderzał zawsze, ilekroć chciał coś mieć, ale ja nie dałem synowi od­znaki partyjnej, nie chciałem go narażać; bo z Rosjanami nie ma żar­tów. Oskar wiedział o tym już z lektury Rasputina, i gdy Kurtuś bił mnie, a Maria próbowała nas rozdzielić, zastanawiałem się, czy to Białorusini, czy Rosjanie, Kozacy czy Gruzini, Kałmucy czy Tatarzy krymscy, Rusini czy Ukraińcy, czy może Kirgizi znaleźliby u Kurtusia odznakę partyjną Matzeratha, gdyby Oskar ugiął się pod ciosami swego syna.
Gdy Maria rozdzieliła nas z pomocą wdowy Greff, trzymałem karmelek zwycięsko w lewej pięści. Matzerath był rad, że pozbył się odznaki. Maria musiała uspokajać rozbeczanego Kurtusia. Otwarta szpilka ukłuła mnie w dłoń. Tak jak i dawniej - nie gustowałem w tej rzeczy. Ale gdy chciałem z powrotem przylepić Matzerathowi jego karmelek do marynarki, tym razem z tyłu — cóż mnie w końcu obcho­dzi jego partia - tamci byli już w sklepie nad nami i najprawdopo­dobniej, sądząc po kobiecych piskach, również w sąsiednich piwni­cach.

Brak komentarzy: