niedziela, 24 sierpnia 2008

Oskar zaś, który nie umiał przestawić się tak szybko, zajął się, szukając namiastki swoich mrówek, obserwacją płaskich szarobrązowych zwierząt, które spacerowały po kołnierzu mojego Kałmuka. Chętnie bym złapał i zbadał taką wesz, bo i w mojej lekturze, rza­dziej u Goethego, tym częściej u Rasputina, była mowa o wszach. Ponieważ jednak jedną ręką trudno mi było poradzić sobie z wszą, starałem się pozbyć partyjnej odznaki. I żeby wytłumaczyć moje po­stępowanie. Oskar mówi: Ponieważ Kałmuk miał już na piersi kilka odznaczeń, w zaciśniętej dłoni podałem ów karmelek, który kłuł mnie i przeszkadzał w złapaniu wszy, stojącemu obok Matzerathowi.
Można teraz powiedzieć, że nie powinienem był tego robić. Moż­na też jednak powiedzieć: Matzerath nie powinien był brać.
Ale wziął. Ja pozbyłem się karmelka, Matzerath drętwiał z prze­rażenia coraz bardziej i bardziej, gdy czuł w palcach znaczek swojej partii. Mając teraz wolne ręce nie chciałem patrzeć, co zrobi z kar­melkiem. Zbyt rozproszony, żeby zająć się wszami, Oskar zamierzał ponownie skupić się na mrówkach, dostrzegł jednak szybki ruch ręki Matzeratha, mówi teraz, ponieważ nie pamięta, co wówczas pomy­ślał: Byłoby rozsądniej zatrzymać kolorową okrągłą rzecz w zaciś­niętej dłoni.
On jednak chciał się jej pozbyć i mimo swej fantazji, wypróbo­wanej często przy gotowaniu i dekorowaniu wystawy sklepu kolo­nialnego, nie znalazł innej kryjówki niż jama ustna.
Jak ważny może być taki krótki ruch ręki! Z dłoni do ust, to wy­starczyło, żeby obu Ruskich, którzy siedzieli spokojnie po obu stronach Marii, przestraszyć i wypłoszyć z przeciwlotniczego łóżka. Z pistoletami maszynowymi stanęli przed brzuchem Matzeratha i każ­dy widział, że Matzerath próbuje coś połknąć.

Brak komentarzy: