środa, 13 sierpnia 2008

Od tego dnia Greff zaczął się starzeć, nie dbał o swój wygląd, całkowicie poświęcał się majsterkowaniu, tak że w sklepie warzyw­nym widziało się więcej maszyn dzwoniących i mechanizmów ry­czących niż choćby ziemniaków i główek kapusty. Niewątpliwie ogól­na sytuacja żywnościowa też zrobiła swoje; sklep otrzymywał bardzo rzadkie i nieregularne przydziały, a Greff nie umiał, tak jak Matzerath, wykorzystując stosunki, załatwić korzystnych zakupów w hur­cie.
Sklep wyglądał smutno i właściwie należałoby się cieszyć, że bezsensowne hałaśliwe aparaty Greffa w sposób co prawda cudacz­ny, ale dekoracyjny ozdabiają i wypełniają wnętrze. Podobały mi się produkty, które rodziły się w coraz bardziej sfiksowanym umyśle majster-klepki Greffa. Patrząc dzisiaj na węźlaste twory mojego pie­lęgniarza, przypominam sobie wystawę Greffa. I podobnie jak Bru­no raduje się moim tyleż uśmiechniętym, co poważnym zaintereso­waniem dla jego artystycznych igraszek, tak Greff cieszył się na swój roztargniony sposób, gdy spostrzegł, że ten czy inny mechanizm muzyczny sprawia mi przyjemność. On, który przez całe lata nie zwracał na mnie uwagi, nie ukrywał rozczarowania, gdy po pół go­dzince opuszczałem sklep zamieniony w warsztat i odwiedzałem jego żonę Linę Greff.
Cóż mam państwu powiedzieć o tych wizytach u obłożnie chorej, które trwały najczęściej dwie, dwie i pół godziny. Gdy Oskar wcho­dził, ona przywoływała go z łóżka: - Ach, to ty, Oskarku. No, chodźże tu bliżej, a jak chcesz, to wskakuj do łóżka, bo w pokoju zimno,
Greff tak marnie napalił! - Wślizgiwałem się więc do niej pod pie­rzynę, bębenek i owe dwie pałeczki, których używałem przed chwi­lą, zostawiałem przy łóżku i tylko z trzecią pałeczką, zużytą i trochę sfatygowaną, składałem wizytę Linie.
Nie znaczy to, żebym się rozbierał, zanim wszedłem do łóżka Liny. Kładłem się w wełnie, aksamicie i skórzanych butach, a po pewnym czasie, mimo wytężonej i rozgrzewającej pracy, w tym samym, prawie niepomiętym ubraniu wydostawałem się ze skotłowanej pościeli.
Gdy kilka razy tuż po wyjściu z łóżka Liny, jeszcze przesiąknięty jej wyziewami, zaszedłem do sklepu, przyjął się zwyczaj, do którego zastosowałem się z wielką ochotą. Jeszcze gdy leżałem w łóżku Greffowej i wykonywałem ostatnie ćwiczenia, Greff wchodził do sypial­ni z miednicą ciepłej wody, stawiał ją na taboreciku i wychodził bez słowa, nie spojrzawszy nawet na łóżko.
Oskar wyrywał się na ogół szybko z ofiarowanego mu ciepłego gniazdka, podchodził do miednicy i poddawał dokładnym ablucjom siebie i ową tak skuteczną w łóżku dawną pałeczkę bębnisty; nie­trudno mi było zrozumieć, że dla Greffa zapach żony, nawet jeśli docierał z drugiej ręki, był nie do zniesienia.

Brak komentarzy: