Wykopali dół mniej więcej na metr głęboki, a Oskar stał bezczynnie i bezradnie między starym granitem, między kalekimi sosnami, między wdową po Matzeracie a Kurtusiem, który rzucał kamieniami do papużki.
Powinienem czy nie powinienem? Masz dwudziesty pierwszy rok życia, Oskarze. Powinieneś czy nie powinieneś? Jesteś sierotą. Powinieneś wreszcie. Odkąd nie ma już twojej biednej mamy, jesteś półsierotą. Już wtedy powinieneś był się zdecydować. Potem zakopali tuż pod ziemią twojego domniemanego ojca Jana Brońskiego. Byłeś domniemanym sierotą, stałeś tutaj, na tym piachu, który nazywa się Zaspa, i trzymałeś lekko oksydowaną łuskę naboju. Padał deszcz i Ju 52 podchodził do lądowania. Czy już wtedy, jeśli nie w szumie deszczu, to w huczeniu lądującej maszyny transportowej, nie usłyszałeś wyraźnie tego „powinienem, nie powinienem”? Powiedziałeś sobie, że to deszcz, że to huk motorów; tego rodzaju monotonii można przypisać każdy tekst. Chciałeś usłyszeć to jeszcze wyraźniej, nie tylko domniemywać.
Powinienem czy nie powinienem? Kopią teraz dół dla Matzeratha, twojego drugiego domniemanego ojca. Więcej domniemanych ojców, o ile wiesz, nie ma. Dlaczego mimo to żonglujesz dwiema zielonymi butelkami: powinienem, nie powinienem? Kogo chcesz jeszcze zapytać? Kalekich sosen, które są niepewne samych siebie?
Wtedy spostrzegłem ubogi żeliwny krzyż z kruchymi esami-floresami i zaskorupiałymi literami: Mathilde Kunkel - albo Runkel. Wtedy spostrzegłem - powinienem czy nie powinienem - w piasku wśród mikołajków nadmorskich i piaskownic zwyczajnych - powinienem - trzy albo cztery - nie powinienem - przeżarte rdzą metalowe wieńce wielkości talerza, które dawniej - powinienem - przedstawiały pewnie liście dębu albo wawrzynu - chyba nie powinienem - zważyłem je w dłoni - chyba jednak powinienem – wycelowałem - powinienem - w wystający wierzchołek krzyża - albo nie - miał może cztery centymetry średnicy - nie powinienem - wyznaczyłem sobie odległość dwóch metrów - powinienem - i rzuciłem - nie powinienem - chybiając celu - powinienem - jeszcze raz? - zbyt krzywo stał żelazny krzyż - powinienem - Mathilde Kunkel, a może Runkel - powinienem: Runkel, powinienem: Kunkel - to był szósty rzut, a przyznałem sobie siedem rzutów, sześć razy wyszło, że nie powinienem, i rzuciłem siódmy raz - powinienem - zarzuciłem wieniec - powinienem - uwieńczyłem Mathilde - powinienem - wawrzyn dla panny Kunkel - czy powinienem? pytałem młodą panią Runkel - tak, powiedziała Mathilde; umarła bardzo młodo, w dwudziestym siódmym roku życia, a urodziła się w osiemset sześćdziesiątym ósmym. Ja natomiast miałem dwudziesty pierwszy rok życia, gdy za siódmym razem wyszedł mi rzut, gdy owo „powinienem, nie powinienem” uprościłem i zamieniłem w dowiedzione, uwieńczone, wycelowane, zwycięskie „powinienem!”.
I gdy Oskar z tym nowym „powinienem!” na końcu języka i w sercu podążał do grabarzy, nagle zaskrzeczała papużka, bo Kurtuś ją trafił i straciła trochę niebiesko-żółtych piór. Zastanawiałem się, jakie to pytanie skłoniło mojego syna, żeby tak długo rzucać kamykami do papużki, aż ostatni celny rzut przyniósł mu odpowiedź.
Tamci przysunęli skrzynię do grobu, który był chyba na metr dwadzieścia głęboki. Staremu Heilandtowi bardzo się śpieszyło, musiał jednak czekać, bo Maria modliła się po katolicku, bo pan Fajngold trzymał cylinder na piersi i oczyma przebywał w Galicji. Toteż także Kurtuś podszedł teraz bliżej. Prawdopodobnie po swoim celnym rzucie podjął jakąś decyzję i z tych czy innych powodów, ale równie zdecydowany jak Oskar, zbliżył się do grobu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz