środa, 13 sierpnia 2008

Jeśli mówię, że Normandia jest zielona, to pomijam owo bydło w biało-brązowe łaty, które po obu stronach prostej jak sznurek dro­gi, na mokrych od rosy, lekko zamglonych łąkach wypełniało swoją powinność przeżuwaczy, patrzyło na opancerzony pojazd tak obo­jętnie, że płyty pancerne zarumieniłyby się ze wstydu, gdyby nie zo­stały przedtem pomalowane na kolor maskujący. Topole, żywopłoty, krzaki pełzające tuż przy ziemi, pierwsze ociężałe, puste i walące okiennicami nadmorskie hotele; skręciliśmy na promenadę, wysie­dliśmy i poczłapaliśmy za porucznikiem, który okazywał kapitanowi Bebrze butny wprawdzie, ale surowy szacunek, przez wydmy, pod wiatr pełen piasku i szumu morskiej kipieli.
Nie było to łagodne Morze Bałtyckie, które czekało na mnie ciem­nozielone, szlochając jak dziewczyna. Tutaj Atlantyk przeprowadzał swoje odwieczne manewry: atakował z przypływem, wycofywał się z odpływem.
A potem mieliśmy przed sobą beton. Wolno nam było podziwiać go i głaskać: on ani drgnął. - Baczność! - wrzasnął ktoś w betonie, długi jak tyka wyskoczył z owego bunkra, który miał kształt spłasz­czonego żółwia, stał między dwiema wydmami, nazywał się „Dora siedem” i otworami strzelniczymi, szczelinami obserwacyjnymi i małokalibrowymi cząstkami metalu spoglądał na odpływ i przypływ. Człowiek, który zameldował się porucznikowi Herzogowi, a także naszemu kapitanowi Bebrze, nazywał się obergefrajter Lankes.

LANKES salutując
Dora siedem, obergefrajter plus czterech. Żadnych nadzwyczaj­nych zdarzeń!
HERZOG
Dziękuję! Wystarczy! Spocznij, obergefrajter Lankes. Słyszał pan, kapitanie, żadnych nadzwyczajnych zdarzeń. Tak już jest od lat.
BEBRA
Bądź co bądź odpływ i przypływ! Widowiska przyrody!
HERZOG
Właśnie z tym nasi ludzie mają trochę kłopotu. Dlatego buduje­my jeden bunkier obok drugiego. Włazimy sobie nawzajem w pole widzenia. Niedługo będziemy musieli wysadzić w powietrze parę bunkrów, żeby zrobić miejsce pod nowy beton.
BEBRA stukając w beton; jego ludzie z teatru frontowego robią w ślad za nim to samo
A pan porucznik wierzy w beton?
HERZOG
To chyba nie byłoby właściwe słowo. My tutaj na dobrą sprawę w nic nie wierzymy. Nie, Lankes?
LANKES
Tak jest, panie poruczniku, w nic już nie wierzymy!
BEBRA
Ale oni mieszają i ubijają.
HERZOG
Powiem panu w zaufaniu. Człowiek nabiera przy tym doświad­czenia. Dawniej nie miałem pojęcia o budowie, trochę studiowałem, potem zaczęło się. Mam nadzieję, że po wojnie będę mógł wykorzy­stać swoją znajomość przerobu cementu. Przecież w kraju trzeba będzie wszystko budować od nowa. Proszę przyjrzeć się temu beto­nowi, ale z bliska.
{Bebra i jego ludzie z nosami tuż przy betonie)
Co państwo widzicie? Muszle! Mamy przecież to wszystko pod nosem. Wystarczy tylko sięgnąć i zmieszać. Kamienie, muszle, pia­sek, cement... Co ja panu będę mówił, kapitanie, pan jako artysta i człowiek teatru sam to doskonale zrozumie. Lankes! Opowiedzcie panu kapitanowi, co wbijamy w bunkry.
LANKES
Tak jest, panie poruczniku! Mam opowiedzieć panu kapitanowi, co wbijamy w bunkry. Zabetonowujemy młode psy. W fundamen­tach każdego bunkra pogrzebany jest szczeniak.
LUDZIE BEBRY
Szczeniaczek!
LANKES
Niebawem na całym odcinku od Caen do Hawru nie będzie już ani jednego szczeniaka.
LUDZIE BEBRY
Ani jednego szczeniaka!
LANKES
Tacy jesteśmy pilni.
LUDZIE BEBRY
Tacy pilni!
LANKES
Niedługo będziemy musieli brać małe kociaki.
LUDZIE BEBRY
Miau!
LANKES
Ale kociaki nie umywają się do szczeniaków. Toteż mamy na­dzieję, że niedługo tu się zacznie.
LUDZIE BEBRY
Przedstawienie galowe!
Biją brawo
LANKES
Dość już mamy prób. A jak nam zabraknie szczeniaków...
LUDZIE BEBRY
Och!
LANKES
... nie będziemy mogli więcej budować bunkrów. Bo z kotów to
żadna pociecha.
LUDZIE BEBRY
Miau, miau!
LANKES
A jeśli pan kapitan chciałby jeszcze usłyszeć w dwóch słowach, po co nam te szczeniaki...
LUDZIE BEBRY
Szczeniaczki!
LANKES
To powiem jedno: ja w to nie wierzę!
LUDZIE BEBRY
Fe!
LANKES
Ale koledzy są przeważnie ze wsi. A tam do dziś dnia, jak się buduje chałupę, stodołę albo wiejski kościół, to trzeba wmurować coś żywego i...
HERZOG
Dobrze już, Lankes. Wystarczy. A więc jak pan kapitan słyszał, tu, na Wale Atlantyckim, ludzie hołdują zabobonom. Tak samo jak u państwa w teatrze, gdzie przed premierą nie wolno gwizdać, gdzie aktorzy, nim kurtyna pójdzie w górę, spluwają za siebie...
LUDZIE BEBRY
A kysz, a kysz, a kysz!
Spluwają za siebie
HERZOG
Ale żarty na bok. Trzeba pozwolić ludziom na trochę przyjemno­ści. Także ozdabianie wejść do bunkrów mozaikami z muszli i beto­nowymi ornamentami, za co wzięli się w ostatnim czasie, tolerujemy na rozkaz najwyższego dowództwa. Ludzie chcą mieć zajęcie. I dla­tego stale powtarzam naszemu szefowi, któremu przeszkadzają be­tonowe zakrętasy: niech lepiej będą w betonie, panie majorze, niż w mózgu. Każdy Niemiec to majster-klepka. Nie ma na to siły!
BEBRA
Teraz i my przyczynimy się do tego, że wojsko czekając na Wale Atlantyckim trochę się rozerwie...
LUDZIE BEBRY
Teatr frontowy Bebry śpiewa dla was, gra dla was, pomaga wam w odniesieniu ostatecznego zwycięstwa!
HERZOG
Bardzo słusznie to państwo ujmują. Ale jeden teatr to mało. Naj­częściej zdani jesteśmy na samych siebie, więc radzimy sobie, jak umiemy. Co, Lankes?
LANKES
Tak jest, panie poruczniku! Radzimy sobie, jak umiemy!
HERZOG
Sam pan słyszy. A teraz pan kapitan zechce mi wybaczyć. Muszę jeszcze pójść do Dory cztery i Dory pięć. Proszę spokojnie obejrzeć sobie beton, jest na co popatrzeć. Lankes wszystko państwu poka­że...
LANKES
Wszystko pokażę, panie poruczniku!
Herzog i Bebra salutują. Herzog odchodzi w prawo. Raguna, Oskar, Feliks i Kit ty, którzy trzymali się dotąd za plecami Bebry, wyskakują naprzód. Oskar trzyma swój blaszany bębe­nek. Raguna niesie koszyk z jedzeniem, Feliks i Kit ty wdra­pują się na betonowy dach bunkra, zaczynają tam ćwiczenia akrobatyczne. Oskar i Roswita, z wiaderkiem i łopatką, bawią się w piasku koło bunkra, zachowują się jak para zakochanych, pokrzy­kują radośnie i żartują z Feliksa i Kit ty.
BEBRA niedbale, obejrzawszy bunkier ze wszystkich stron.
Proszę mi powiedzieć, obergefrajter Lankes, czym pan właściwie jest z zawodu?
LANKES
Malarzem, panie kapitanie. Ale to stare dzieje.
BEBRA
Chciał pan powiedzieć: malarzem pokojowym?
LANKES
Pokojowym też, panie kapitanie, ale przeważnie to artystą-malarzem.
BEBRA
Patrzcie, patrzcie! A więc to znaczy, że stara się pan dorównać wielkiemu Rembrandtowi, a może Velazquezowi?
LANKES
Coś koło tego.
BEBRA
Ależ, dobry człowieku! Czy w takim razie musi pan mieszać be­ton, ubijać beton, strzec betonu? Pańskie miejsce jest w kompanii propagandy. Potrzeba nam malarzy batalistów.
LANKES
Ze mnie to żaden batalista, panie kapitanie. Jak na dzisiejsze wy­magania maluję za dziwnie. Pan kapitan nie ma przypadkiem papie­rosa dla obergefrajrra?
Bebra daje papierosa
BEBRA
Czy dziwnie znaczy nowocześnie?
LANKES
A co to znaczy nowocześnie? Zanim przyszli ci z betonem, dziw­ne było jakiś czas nowoczesne.
BEBRA
Ach, tak?
LANKES
Tak.
BEBRA
Maluje pan pastoso? Może szpachlą?
LANKES
Szpachlą też. I kciukiem, na chybił trafił. Poza tym przylepiam gwoździe i guziki, a przed trzydziestym trzecim był taki czas, że ładowałem drut kolczasty na cynober. Miałem dobrą prasę. Moje obra­zy wiszą teraz u jednego szwajcarskiego kolekcjonera, fabrykanta mydła.
BEBRA
Ta wojna, ta okropna wojna! I dzisiaj ubija pan beton! Poświęca pan swój geniusz pracom fortyfikacyjnym! Niewątpliwie to samo robili już za swoich czasów Leonardo i Michał Anioł. Projektowali machiny obleżnicze i wznosili bastiony, jak nie mieli zamówienia na Madonnę.
LANKES
A widzi pan! Zawsze znajdzie się jakaś luka. Jak ktoś jest praw­dziwym artystą, to musi się wypowiedzieć. Może pan kapitan zechce spojrzeć na te ornamenty nad wejściem do bunkra. To moje.
BEBRA po gruntownym obejrzeniu
Nadzwyczajne! Jakie bogactwo form, jaka potężna siła wyrazu.
LANKES
Jeśli chodzi o styl, to można by to nazwać formacjami struktural­nymi.
BEBRA
A czy pańskie dzieło, płaskorzeźba lub obraz, ma jakiś tytuł?
LANKES
Przecież już powiedziałem: formacje, można rzec: ukośne for­macje. To nowy styl. Jeszcze nikt tak nie robił.
BEBRA
A jednak, właśnie dlatego, że jest pan twórcą tego stylu, powi­nien pan nadać dziełu charakterystyczny tytuł...
LANKES
Tytuły! Po co mi tytuły? Gdyby nie było katalogów z wystaw, nie byłoby i tytułów.
BEBRA
Kryguje się pan, Lankes. Proszę mnie traktować jak miłośnika sztuki, nie jak kapitana. Papierosa?
(Lankes bierze papierosa)
A więc?
LANKES
Ano, jeśli tak pan stawia sprawę. A więc Lankes pomyślał sobie: kiedyś to wszystko się skończy. Bo przecież kiedyś to wszystko się skończy - tak czy owak - i wtedy pozostaną bunkry, bo bunkry po­zostają zawsze, nawet jeśli wszystko inne diabli wezmą. I wtedy przyj­dzie czas! Przyjdą stulecia i myślę... {chowa ostatniego papierosa) Pan kapitan nie ma przypadkiem jeszcze jednego papierosa? Dziękuję posłusznie. Więc przyjdą stulecia i przejdą ponad tym wszyst­kim jakby nigdy nic. Ale pozostaną bunkry, jak pozostały przecież piramidy. A potem, któregoś pięknego dnia przyjdzie tak zwany ba­dacz starożytności i pomyśli sobie: jakie to wtedy, między pierwszą a siódmą wojną światową, były jałowe czasy dla sztuki: nieczuły szary beton, gdzieniegdzie dyletanckie, nieporadne zawijasy w stylu do­mowym nad wejściami do bunkrów - aż natknie się na Dorę cztery, Dorę pięć, Dorę sześć i siedem, zobaczy moje dziwne formacje struk­turalne, powie sobie: popatrz tylko. Interesujące. Rzekłbym, magicz­ne, groźne, a jednak także uduchowione. Tutaj wypowiedział się ge­niusz, być może jedyny geniusz dwudziestego wieku, wypowiedział się jednoznacznie i po wszystkie czasy. Czy dzieło ma jakiś tytuł? Czy podpis zdradza mistrza? Jeśli pan kapitan przyjrzy się dokładnie i przechyli głowę, to tam między wyżłobionymi ukośnymi formacja­mi...
BEBRA
Nie wziąłem okularów. Niech mi pan pomoże, Lankes.
LANKES
Ano, tam jest napisane: Herbert Lankes, anno tysiąc dziewięćset
czterdzieści cztery. Tytuł MISTYCZNE BARBARZYŃSKIE ZNUDZONE.
BEBRA
Tak mógłby pan nazwać nasze stulecie.
LANKES
A widzi pan!
BEBRA
Może w czasie prac restauracyjnych za pięćset czy tysiąc lat znaj­dą w betonie parę psich kosteczek.
LANKES
A to jeszcze mocniej zaakcentuje mój tytuł.
BEBRA wzburzony
Czymże jest czas i czym jesteśmy my, drogi przyjacielu, jeśli nie swoimi dziełami... Ale niech pan patrzy: Feliks i Kitty, moi akrobaci, gimnastykują się na betonie.
Już od dłuższego czasu między Roświtą i Oskarem, mię­dzy Feliksem i Kitty krąży kartka papieru, podawana z rąk do rąk i zapisywana.
KITTY z lekkim akcentem saksońskim
Proszę tylko spojrzeć, panie Bebra, na betonie można robić wszystko.
Biegnie na rękach.
FELIKS
Salto mortale na betonie też jeszcze nigdy nie było. Robi salto.
KITTY
Taką scenę powinniśmy mieć naprawdę.
FELIKS
Tylko trochę tu wieje na górze.
KITTY
Za to nie jest tak gorąco i nie ma takiego zaduchu jak w tych paskudnych kinach.
Skręca się.
FELIKS
I nawet wiersz wymyśliliśmy tu na górze.
KITTY
Jak to: wymyśliliśmy. Oskarnello wymyślił i signora Roswita.
FELIKS
Ale jak brakowało rymu, to myśmy pomagali.
KITTY
Jeszcze tylko jedno słowo i wiersz będzie gotów.
FELIKS
Oskarnello chciałby się dowiedzieć, jak nazywają się te łodygi nad brzegiem.
KITTY
Bo to jest potrzebne do wiersza.
FELIKS
Bo inaczej zabraknie czegoś ważnego.
KITTY
Och, niech pan powie, panie żołnierzu, jak nazywają się te łodygi?
FELIKS
Może mu nie wolno, bo wróg podsłuchuje.
KITTY
My na pewno nikomu nie powiemy.
FELIKS
Chodzi tylko o to, że inaczej wiersz weźmie w łeb.
KITTY
A Oskarnello tak się starał.
FELIKS
I jak pięknie umie kaligrafować pismem Sütterlina.
KITTY
Ciekawa jestem, gdzie się tego nauczył.
FELIKS
Nie wie tylko, jak się nazywają te łodygi.
LANKES
Jeśli pan kapitan pozwoli?
BEBRA
Jeśli tu nie chodzi o ważną tajemnicę wojskową...
FELIKS
Jeśli Oskarnello mimo to chciałby się dowiedzieć.
KITTY
Jeśli inaczej wiersz się nie uda.
ROSWITA
Jeśli wszyscy tacy jesteśmy ciekawi.
BEBRA
Jeśli teraz dam panu rozkaz.
LANKES
No więc postawiliśmy tę zaporę przeciwko ewentualnym czoł­gom i łodziom podwodnym. I nazwaliśmy ją, bo tak to wygląda, szpa­ragami Rommla.
FELIKS
Szparagami...
KITTY
...Rommla? Pasuje, Oskarnello?
OSKAR
Owszem!
Dopisuje brakujące słowa na kartce papieru, podaje wiersz Kitty na bunkrze. Ona skręca się jeszcze bardziej i wygłasza poniższe zwrotki jak szkolny wierszyk.
KITTY
Na Wale Atlantyckim
Siedząc w betonie, po zęby uzbrojeni,
za szparagami Rommla przyczajeni,
w myślach wracamy do cywila,
do ziemniaczanych niedziel, piątkowej
ryby, jajecznicy - to nie bajer:
coraz nam bliższy biedermeier.
Jeszcze w zasiekach śpimy,
w latrynach grzebiemy miny,
i marzymy o altanach,
o kręglarzach, pięknych damach,
o lodówkach - to nie bajer:
coraz nam bliższy biedermeier.
Niejeden jeszcze trzaśnie kopytami,
niejeden serce matki zrani,
śmierć jeszcze w płaszczu spadochronu
wybiera się do domu
i pawie pióra skubie - to nie bajer:
coraz nam bliższy biedermeier.
Wszyscy biją brawo, także Lankes.
LANKES
Mamy teraz odpływ.
ROSWITA
Czas na śniadanie!
Wymachuje dużym koszykiem z prowiantem, który jest przystrojony wstążkami i sztucznymi kwiatami.
KITTY
Piknik na świeżym powietrzu.
FELIKS
Przyroda zaostrza apetyt.
ROSWITA
O święta rozkoszy jedzenia, która łączysz narody, póki trwa śnia­danie!
BEBRA
Będziemy ucztować na betonie. Mamy tam solidne oparcie.
Wszyscy prócz Lankesa wdrapują się na bunkier. Roswita rozkłada wesoły, kwiecisty obrus. Z przepastnego koszyka wyciąga poduszeczki z chwostami i frędzlami. Otwiera parasolkę od słońca, różową z jasnozielonym, nastawia maleńki gramofon z głośnikiem, rozdaje talerzyki, nożyki, kieliszki do jajek, serwetki.
FELIKS
Ja bym zjadł troszkę pasztetu z wątróbki.
KITTY
Macie jeszcze odrobinkę kawioru, który ocaliliśmy ze Stalingradu?
OSKAR
Roswito, nie powinnaś tak grubo smarować duńskim masłem.
BEBRA
Dobrze robisz, synu, że dbasz o jej linię.
ROSWITA
Kiedy tak mi smakuje i wychodzi na zdrowie. Och! Jak sobie I przypomnę ten tort z kremem, który podano nam u lotników w Kopenhadze!
BEBRA
Holenderska czekolada w termosie jest jeszcze zupełnie gorąca.
KITTY
Jestem po prostu zakochana w amerykańskich biszkoptach.
ROSWITA
Ale tylko z południowoafrykańską marmoladą imbirową.
OSKAR
Proszę cię, Roswito, zachowaj trochę umiaru.
ROSWITA
A sam bierzesz sobie grube na palec plasterki tego okropnego angielskiego corned beefu.
BEBRA
No, panie żołnierzu? Może cieniutką kromeczkę chleba tureckie­go z dżemem z mirabelek?
LANKES
Gdybym nie był na służbie, panie kapitanie...
ROSWITA
Więc daj mu rozkaz. I KITTY
O właśnie, rozkaz!
BEBRA
A zatem rozkazuję wam, obergefrajter Lankes: macie zjeść chleb tu­recki z francuskim dżemem z mirabelek, duńskie jajko na miękko, rosyj­ski kawior, a do tego filiżankę prawdziwej holenderskiej czekolady.
LANKES
Tak jest, panie kapitanie! Mam zjeść.
I on również siada na bunkrze.
BEBRA
Nie mamy już poduszki dla pana żołnierza?
OSKAR
Może wziąć moją. Ja usiądę na bębenku.
ROSWITA
Ale żebyś się nie przeziębił, skarbie. Beton to taka podstępna rzecz, a ty nie jesteś przyzwyczajony.
KITTY
Moją poduszkę też może wziąć. Ja skręcę się trochę, dobrze mi to zrobi na strawienie tych bułeczek z miodem.
FELIKS
Zostań lepiej przy obrusie, żebyś miodem nie powalała betonu. To podkopywanie morale sił zbrojnych.
Wszyscy chichoczą.
BEBRA
O, jak dobrze nam robi morskie powietrze.
ROSWITA
Rzeczywiście dobrze.
BEBRA
Płuca się rozszerzają.
ROSWITA
Istotnie się rozszerzają.
BEBRA
Serce zrzuca skórę.
ROSWITA
Doprawdy zrzuca skórę.
BEBRA
Dusza przepoczwarzą się.
ROSWITA
Jakże piękny staje się człowiek, gdy morze nań patrzy!
BEBRA
Wzrok wyzwala się, usamodzielnia...
ROSWITA
Ulatuje...
BEBRA
Odtruwa ponad morze, bezkresne morze... A to co takiego, obergefrajter Lankes? Widzę tam na plaży pięć czarnych figurek.
KITTY
Ja też i pięć parasoli.
FELIKS
Sześć.
KITTY
Pięć. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.
LANKES
To zakonnice z Lisieux. Zostały tu ewakuowane razem ze swoją ochronką.
KITTY
Ale Kitty nie widzi żadnych dzieciaczków. Tylko pięć parasoli.
LANKES
Dzieciaki zostawiają zawsze we wsi, w Bavent, i przychodzą nie­raz w porze odpływu, zbierają muszle i kraby, które zawisły na szpa­ragach Rommla.
KITTY
Biedaczki.
ROSWITA
Może je poczęstujemy corned beefem i paru amerykańskimi bisz­koptami?
OSKAR
Oskar proponuje chleb turecki z dżemem z mirabelek, bo dzisiaj jest piątek i zakonnicom nie wolno jeść corned beefu.
KITTY
Teraz biegną! Zupełnie jakby szybowały na swoich parasolach.
LANKES
Zawsze tak robią, jak już dość nazbierają. Wtedy zaczynają się bawić. Zwłaszcza ta nowicjuszka, Agneta, młodziutkie stworzenie, całkiem jeszcze zielone - ale czy pan kapitan nie ma przypadkiem jeszcze jednego papierosa dla obergefrajtra? Stokrotne dzięki. A ta z tyłu, taka gruba, co nie nadąża, to przeorysza, siostra Scholastyka. Nie chce, żeby na plaży odbywały się zabawy, bo to pewnie sprzeci­wia się regułom zakonu.
Zakonnice z parasolami biegną w głębi. Roswita nastawia gramofon, rozbrzmiewa „Sanna w Petersburgu”. Zakonnice tańczą w rytm muzyki i pokrzykują radośnie.
AGNETA
Hop, hop! Siostro Scholastyko!
SCHOLASTYKA
Agneto! Siostro Agneto!
AGNETA
U-hu, siostro Scholastyko!
SCHOLASTYKA
Proszę zawrócić, moje dziecko! Siostro Agneto!
AGNETA
Kiedy nie mogę. Nogi same mnie niosą!
SCHOLASTYKA
Więc módl się, siostro, o powrót.
AGNETA
Boleściwy?
SCHOLASTYKA
Łaskawy.
AGNETA
Radosny?
SCHOLASTYKA
Módl się, siostro Agneto!
AGNETA
Modlę się przez cały czas. Ale nogi niosą mnie coraz dalej.
SCHOLASTYKA ciszej
Agneto, siostro Agneto!
AGNETA
Hop, hop! Siostro Scholastyko!
Zakonnice znikają. Tylko co jakiś czas wynurzają się w głębi ich parasole. Kończy się płyta. Przy wejściu do bunkra dzwoni telefon polowy. Lankes zeskakuje z dachu bunkra, podnosi słuchawkę, pozostali jedzą.
ROSWITA
Że też nawet tutaj, pośród bezkresnej przyrody, musi być telefon.
LANKES
Tu Dora siedem. Obergefrajter Lankes.
HERZOG ze słuchawką i kablem telefonu zbliża się powoli z pra­wej, często przystaje i mówi do swego aparatu
Wy tam śpicie, obergefrajter Lankes! Jest jakiś ruch przed Dorą siedem. Widoczny gołym okiem!
LANKES
To zakonnice, panie poruczniku.
HERZOG
Co to znaczy zakonnice? A jeśli to nie są zakonnice?
LANKES
Są, są. Widoczne gołym okiem.
HERZOG
Pewnie jeszcze nigdy nie słyszeliście o maskowaniu, co? Ani o piątej kolumnie? Anglicy robią takie sztuczki już od wieków. Przy­chodzą z Biblią, a potem kropią znienacka.
LANKES
One zbierają kraby, panie poruczniku...
HERZOG
Plaża ma być natychmiast oczyszczona! Zrozumiano?
LANKES
Tak jest, panie poruczniku... Ale przecież one tylko zbierają kraby.
HERZOG
Zajmijcie się swoim kaemem, obergefrajter Lankes!
LANKES
Ale jeśli one po prostu zbierają kraby, bo jest odpływ, i to dla swojej ochronki...
HERZOG
Daję wam rozkaz...
LANKES
Tak jest, panie poruczniku!
Lankes znika w bunkrze. Herzog odchodzi z telefonem w prawo.
OSKAR
Zatkaj sobie uszy, Roswito, będą teraz strzelać jak w kinie na
kronice.
KITTY
Och, to straszne. Jeszcze bardziej się skręcę.
BEBRA
I mnie się zdaje, że coś usłyszymy.
FELIKS
Powinniśmy znowu nastawić gramofon. Zagłuszy to i owo.
Nastawia gramofon. The Platters śpiewają "The Great Pretender”. Rozlega się dostosowany do powolnej, tragicznie rozciągniętej muzyki trzask karabinu maszynowego. Roswita zatyka uszy. Fe­liks staje na głowie. W głębi pięć zakonnic z parasolami ulatuje do nieba. Płyta zacina się, powtarza, potem cisza. Feliks staje na nogi. Kit ty rozkręca się. Roswita pospiesznie zgarnia obrus z resztkami śniadania do koszyka. Oskar i Bebra pomagają jej. Wszyscy opuszczają dach bunkra. W drzwiach bunkra pojawia się Lankę
LANKES
Nie ma pan kapitan przypadkiem jeszcze jednego papierosa dla obergefrajtra?
BEBRA jego ludzie wystraszeni za nim
Pan żołnierz za dużo pali.
LUDZIE BEBRY
Za dużo pali!
LANKES
To przez ten beton, panie kapitanie.
BEBRA
A jak któregoś dnia nie będzie już betonu?
LUDZIE BEBRY
Nie będzie betonu.
LANKES
Beton jest nieśmiertelny, panie kapitanie. Tylko my i nasze papierosy...
BEBRA
Wiem, wiem, ulatujemy z dymem.
LUDZIE BEBRY odchodząc powoli
Z dymem.
BEBRA
A beton będą oglądać jeszcze za tysiąc lat.
LUDZIE BEBRY
Za tysiąc lat.
BEBRA
Znajdą psie kości.
LUDZIE BEBRY Psie kosteczki.
BEBRA
I pańskie dziwne formacje w betonie.
LUDZIE BEBRY
MISTYCZNE BARBARZYŃSKIE ZNUDZONE!
Lankes paląc papierosa zostaje sam.

Brak komentarzy: