środa, 13 sierpnia 2008

W końcu czerwca matka Truczinska dostała lekkiego udaru mó­zgu, bo poczta przyniosła jej złą nowinę. Kapral Fritz Truczinski poległ równocześnie za trzy sprawy: za führera, naród i ojczyznę. Stało się to na odcinku środkowym, a portfel Fritza z fotografiami ładnych, przeważnie roześmianych dziewcząt z Heidelbergu, Brestu, Paryża, Bad Kreuznach i Salonik, jak również Krzyże Żelazne I i II klasy, nie pamiętam już, jakie odznaki za rany, brązową blaszkę za walkę wręcz i dwie odprute naszywki niszczyciela czołgów, ponadto kilka listów niejaki kapitan Kanauer przesłał ze środkowego odcinka wprost do Wrzeszcza na Labesa.
Matzerath pomagał, jak tylko umiał, i matka Truczinska wkrótce poczuła się lepiej, choć już nigdy nie wy dobrzała. Siedziała bez ru­chu na krześle przy oknie, wypytywała mnie i Matzeratha, który dwa-trzy razy dziennie przychodził na górę i coś przynosił, gdzie to wła­ściwie jest ten „odcinek środkowy”, czy to daleko i czy przez niedzielę można tam zajechać koleją.
Matzerath mimo najlepszych chęci nie mógł udzielić żadnych informacji. Pozostawałem więc ja, który dzięki komunikatom nad­zwyczajnym i doniesieniom Wehrmachtu obkułem się w geografii i w długie popołudnia wybębniałem siedzącej nieruchomo, ale trzę­sącej głową matce Truczinskięj kilka wersji coraz bardziej ruchome­go środkowego odcinka.
Maria natomiast, która była bardzo przywiązana do płochego Frit­za, spobożniała. Początkowo, przez cały lipiec, próbowała jeszcze znaleźć pocieszenie w religii, w której się wychowała, co niedziela chodziła do kościoła Chrystusa, gdzie przewodził pastor Hecht, i nie­raz towarzyszył jej Matzerath, chociaż wolała iść sama.

Brak komentarzy: