niedziela, 3 sierpnia 2008
Ta argumentacja nigdy oczywiście nie przyszła na myśl Matzerathowi, który przecież wystosował zaproszenie. Nawet w chwilach największego zwątpienia, na przykład po wysoko przegranej partii skata, uważał się on za podwójnego rodzica, ojca i żywiciela. Oskar zobaczył swoich dziadków z innych powodów. Oboje staruszków zniemczono. Nie byli już Polakami i tylko śnili po kaszubsku. Nazwano ich volksdeutschami trzeciej grupy. W dodatku Jadwiga Brońska, wdowa po Janie, wyszła za mąż za bałtyckiego Niemca, który był w Rębiechowie ortsbauernführerem. Poszły już wnioski, po których zatwierdzeniu Marga i Stefan Brońscy mieli nosić nazwisko ojczyma Ehlersa. Siedemnastoletni Stefan zgłosił się na ochotnika do wojska, odbywał przeszkolenie piechoty na poligonie w Bożym Polu Wielkim i miał wszelkie szansę poznania europejskich teatrów działań wojennych, podczas gdy Oskar, który też zbliżał się do wymaganej w wojsku granicy wieku, z bębenkiem zawieszonym na szyi musiał czekać, aż w wojskach lądowych albo w marynarce, ewentualnie w lotnictwie, powstanie możliwość wykorzystania trzyletniego bębnisty. Ortsbauernfiihrer Ehlers zrobił początek. Na czternaście dni przed chrzcinami, z Jadwigą obok siebie na koźle, zajechał parą koni na Labesa. Miał krzywe nogi, chorował na żołądek i nie umywał się do Jana Brońskiego. Niższy o całą głowę, siedział obok krowiookiej Jadwigi przy bawialnym stole. Jego zjawienie się zaskoczyło nawet Matzeratha. Rozmowa nie kleiła się. Mówiono o pogodzie, stwierdzono, że na wschodzie tyle się dzieje, że raźno posuwamy się naprzód, o wiele szybciej niż w dziewięćset piętnastym, jak przypomniał sobie Matzerath, który w dziewięćset piętnastym był na wschodzie. Wszyscy dokładali starań, żeby nie mówić o Janie Brońskim, aż ja pokrzyżowałem te milczące plany i pociesznie wydymając usta, głośno, raz za razem, przywoływałem wuja Oskara, Jana. Matzerath wziął się w garść i powiedział coś miłego i coś rzewnego o dawnym przyjacielu i rywalu. Ehlers zgodził się skwapliwie, nie żałując słów, chociaż swojego poprzednika nie widział nigdy na oczy. Jadwiga zdobyła się nawet na parę prawdziwych, powolutku spływających łez, do niej też należało ostatnie słowo na temat Jana: - To był dobry człowiek. Muchy by nie skrzywdził. Kto by pomyślał, że taką śmierć znajdzie, on, co wszystkiego się bał i strzelać nawet nie umiał. Po tych słowach Matzerath poprosił stojącą za nim Marię, żeby przyniosła butelkowe piwo, a Ehlersa zapytał, czy umie grać w skata. Ehlers nie umiał, bardzo ubolewał, ale Matzerath był dość wspaniałomyślny, żeby wybaczyć ortsbauernfuhrerowi tę niewielką przywarę. Poklepał go nawet po ramieniu i kiedy piwo stało już w szklankach, zapewnił, że to nic nie szkodzi, jeśli on nie ma pojęcia o skacie, mimo to mogą przecież zostać dobrymi przyjaciółmi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz