środa, 13 sierpnia 2008

Ledwie przywleczono nasz artystyczny bagaż - wojacy byli nad­gorliwi - Feliks i Kitty rozpoczęli swoje akrobatyczne popisy. Oboje byli ludźmi bez kości, zwijali się, splatali, supłali, okręcali, odrywali od siebie, znów zespalali, przeplatali to i owo i przyprawiali gapią­cych się, stłoczonych wojaków o łamanie w kościach i trwający jesz­cze przez kilka dni ból mięśni. Jeszcze gdy Feliks i Kitty skręcali się i rozkręcali, wystąpił Bebra jako klown muzyczny. Poczynając od pełnych, kończąc na pustych butelkach wygrywał najpopularniejsze przeboje owych wojennych lat, wygrywał Erikę i Mamusiu, daruj mi konika, z butelkowych szyjek wydobywał dźwięk i blask Twoich gwiazd, ojczyzno, a gdy to nie rozgrzało widowni na dobre, sięgnął po swój stary popisowy kawałek: Jimmy the Tiger szalał pomiędzy butelkami. Podobało się to nie tylko urlopowanym żołnierzom, ale znalazło też uznanie w wybrednym uchu Oskara; i gdy Bebra po paru naiwnych, lecz niezawodnych sztuczkach magicznych zapowiedział Roswitę Ragunę, wielką somnambuliczkę, i Oskarnella Ragunę, uśmiercającego szkło bębnistę, widzowie byli już rozpaleni: Roswita i Oskarnello nie mogli nie odnieść sukcesu. Rozpocząłem nasz występ lekkim postukiwaniem w blachę, przygotowywałem kulmi­nacyjne momenty narastającym bębnieniem, a po występach potęż­nym kunsztownym waleniem wezwałem do oklasków. Z tłumu wi­dzów Raguna na chybił trafił wywoływała wojaków, nawet oficerów, prosiła starszawych obergefrajtrów czy nieśmiało bezczelnych pod­chorążych, żeby zechcieli usiąść, zaglądała temu czy owemu w serce - znała się przecież na tym - i prócz zawsze trafnie odgad­niętych danych z książeczki żołdu wyjawiała jeszcze tłumowi pewne intymne szczegóły z prywatnego życia obergefrajtrów i podchorą­żych. Robiła to delikatnie, odsłaniała cudze tajemnice z dowcipem, na koniec ofiarowywała tak obnażonemu, jak sądzili widzowie, peł­ną butelkę piwa, prosiła obdarowanego, żeby wysoko uniósł butelkę i pokazał wszystkim, potem dawała znak mnie, Oskarnellowi: nara­stające bębnienie, dziecinna igraszka dla mojego głosu, który dorósł do innych zadań, butelka piwa pękała z trzaskiem: pozostawała zbaraniała, ochlapana piwem twarz starego wygi obergefrajtra albo żółtodziobego podchorążego - a potem wybuchał aplauz, długotrwałe okla­ski, w które mieszały się odgłosy ciężkiego nalotu na stolicę Rzeszy.
To, cośmy pokazywali, nie było wprawdzie światową klasą, ale dawało ludziom odprężenie, pozwalało zapomnieć o froncie i urlo­pie, wyzwalało śmiech, nie kończący się śmiech: bo gdy nad nami spadały miny lotnicze, trzęsły piwnicą i zasypywały wszystko, odci­nały dopływ prądu i gasiły zapasowe światełka, w ciemnym, dusz­nym grobowcu nadal rozbrzmiewał śmiech, „Bebra”, wołali, „my chcemy Bebrę!”, i poczciwy, niestrudzony Bebra wychodził, odgry­wał po ciemku klowna, wydobywał z pogrzebanej masy salwy śmie­chu i trąbił, gdy domagano się Raguny i Oskarnella: - Signora Raguna jest barrrrdzo zmęczona, drodzy ołowiani żołnierze. A i mały Oskarnello musi uciąć sobie małą drzemkę dla dobrrra Rzeszy Wielkoniemieckiej i ostatecznego zwycięstwa!
Ona jednak, Roswita, leżała przy mnie i bała się. Oskar natomiast nie bał się, a mimo to leżał przy Ragunie. Jej strach i moja odwaga połączyły nasze dłonie. Ja szukałem jej strachu, ona mojej odwagi. Wreszcie ja wystraszyłem się trochę, ona zaś nabrała odwagi. I gdy po raz pierwszy przepędziłem jej strach, natchnąłem ją odwagą, moja męska odwaga powstała już po raz drugi. Gdy moja odwaga liczyła sobie wspaniałych osiemnaście lat, ona, nie wiem w którym będąc roku życia, po raz który tak leżąc, popadła w swój wyuczony, doda­jący mi odwagi strach. Bo podobnie jak jej twarz, tak i jej drobne, a przecież kompletne ciało nie miało najmniejszych śladów żłobią­cego czasu. Ponadczasowo odważna i ponadczasowo strachliwa - oddała mi się Roswita. I nikt nie dowie się nigdy, czy owa liliputka, która w zasypanej piwnicy Thomasa w czasie wielkiego nalotu na stolicę Rzeszy pod moją odwagą pozbywała się swojego strachu, póki nie odkopali nas ci z obrony przeciwlotniczej, miała dziewiętnaście, czy dziewięćdziesiąt dziewięć lat; bo Oskarowi tym łatwiej zacho­wać dyskrecję, że sam nie wie, czy tej naprawdę pierwszej, odpowia­dającej jego cielesnym proporcjom rozkoszy zaznał w ramionach odważnej staruszki, czy ze strachu pełnej oddania dziewczyny.

Brak komentarzy: