niedziela, 3 sierpnia 2008

Przypadek, być może posłuszny naszym pragnieniom, sprawił, że wieczorem opisanego przed chwilą dnia plażowego – zjedliśmy zupę jagodową, a potem placki ziemniaczane - Matzerath oznajmił ceremonialnie Marii i mnie, że został członkiem niewielkiego klubu skatowego przy miejscowym komitecie partyjnym, dwa razy w tygodniu będzie wieczorami spotykał się w gospodzie Springera ze swoimi nowymi partnerami, to sami zellenleiterzy, czasem wpadnie także Sellke, nowy Ortsgruppenleiter, już choćby z tego powodu on musi tam bywać i nas niestety zostawiać samych. Chyba najlepiej będzie, jeśli na te skatowe wieczory ulokuje się Oskara u matki Truczinskiej.
Matka Truczinska zgodziła się, tym bardziej że takie rozwiązanie podobało się jej znacznie bardziej aniżeli propozycja, którą Matze­rath bez wiedzy Marii złożył jej poprzedniego dnia. To znaczy, nie ja miałem nocować u matki Truczinskiej, tylko Maria dwa razy w tygo­dniu miała sobie ścielić u nas na kozetce.
Przedtem Maria spała w owym szerokim łożu, na którym za daw­nych czasów mój przyjaciel Herbert układał swoje upstrzone blizna­mi plecy. Ciężki mebel stał w mniejszym pokoju w głębi mieszkania. Matka Truczinska miała łóżko w bawialni. Gusta Truczinska, która po staremu obsługiwała zimny bufet w hotelu „Eden” i tam też miesz­kała, przychodziła nieraz w wolne dni, nocowała rzadko, a jeśli już, to na kanapie. Jeżeli natomiast w mieszkaniu zjawiał się urlopowany z frontu lub delegowany w podróż służbową Fritz Truczinski z pre­zentami z dalekich krajów, to spał w łożu Herberta, Maria w łóżku matki Truczinskiej, a staruszka na kanapie.

Brak komentarzy: