Oto Störtebeker wszedł na uginającą się deskę bez poręczy.
- Skacz! - zawołał chór sędziów.
Ale Störtebeker nie skoczył.
Wtedy z ławek dla świadków podniosła się szczupła dziewczęca postać w wełnianym blezerze i szarej plisowanej spódniczce. Uniosła białą, ale nie zamazaną twarz - o której twierdzę po dziś dzień, że tworzyła trójkąt - niby błyszcząco oznaczony cel, i Luzie Rennwand nie zawołała, lecz szepnęła: - Skacz, Störtebeker, skacz!
I Störtebeker skoczył, a Luzie usiadła z powrotem na drewnianej ławce dla świadków, obciągnęła rękawy wełnianego blezera kryjąc w nich pięści.
Moorkähne pokuśtykał na deskę trampoliny. Sędziowie wezwali go do skoku. Ale Moorkähne nie chciał, uśmiechnął się z zakłopotaniem patrząc na swoje paznokcie, czekał, aż Luzie podwinęła rękawy, wydobyła z wełny pięści i ukazała mu czarno obramowany trójkąt ze szparkami oczu. Wtedy skoczył z furią na trójkąt, ale chybił celu.
Psuj i Putto, którzy już w czasie wspinaczki mieli ze sobą na pieńku, pokłócili się na trampolinie. Putto dostał wyciskanie i nawet przy skoku Psuj nie wypuścił Putta.
Cykoria, który miał długie jedwabiste rzęsy, zamknął przed skokiem swoje bezgranicznie smutne sarnie oczy.
Chłopcy ze służby pomocniczej lotnictwa, zanim skoczyli, musieli zdjąć mundury.
Także bracia Rennwand nie mogli skoczyć z trampoliny do nieba jako ministranci; Luzie, ich siostrzyczka, która w nędznej wojennej wełnie siedziała na ławce dla świadków i zachęcała do skoków, nigdy by do tego nie dopuściła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz