środa, 13 sierpnia 2008

Od tych imprez, które oznaczały tylko przygrywkę i nie zdradza­ły jeszcze niczego z moich właściwych planów, i tak trzymałem się z dala, toteż nie mogę zaręczyć, czy to właśnie Wyciskacze we wrze­śniu dziewięćset czterdziestego czwartego spętali dwóch wyższych funkcjonariuszy służby patrolowej, wśród nich znienawidzonego Helmuta Neitberga, i utopili w Motławie powyżej Krowiego Mostu.
Temu, jakoby istniały - jak później mówiono — powiązania mię­dzy bandą Wyciskaczy a Piratami Spod Znaku Szarotki z Kolonii nad Renem, jakoby mieli na nas wpływ, a nawet kierowali naszymi akcjami polscy partyzanci z Borów Tucholskich, ja, który podwój­nie, jako Oskar i jako Jezus, przewodziłem bandzie, muszę zaprze­czyć i włożyć to między bajki.
Na procesie pomawiano nas także o kontakty z zamachowcami i spiskowcami z dwudziestego lipca, ponieważ ojciec Putta, August von Puttkamer, był bliskim przyjacielem marszałka Rommla i popeł­nił samobójstwo. Putto, który przez całą wojnę widział ojca może cztery albo pięć razy, przelotnie i z coraz to innymi dystynkcjami, dopiero na naszym procesie dowiedział się o tej w gruncie rzeczy obojętnej nam oficerskiej historii i płakał tak żałośnie i bezwstydnie, że Psuj, jego sąsiad, na oczach sędziów musiał zrobić mu wyciska­nie.
Tylko raz w ciągu naszej działalności nawiązali z nami kontakt dorośli. Robotnicy stoczniowi - jak się od razu domyśliłem, o za­barwieniu komunistycznym - próbowali przez naszych terminato­rów zdobyć wpływy i wciągnąć nas do czerwonego podziemia. Ter­minatorzy byli nawet nie od tego. Gimnazjaliści natomiast odrzucali wszelkie tendencje polityczne. Mister ze służby pomocniczej lot­nictwa, cynik i teoretyk bandy Wyciskaczy, na jednym z zebrań bandy sformułował swój pogląd w tej sprawie: - Nie mamy nic wspólne­go z żadnymi partiami, walczymy przeciwko naszym rodzicom i wszystkim innym dorosłym; obojętne, za czym są albo przeciw czemu.
Choć Mister wyraził się z grubą przesadą, zgodzili się z nim wszy­scy gimnazjaliści; doszło do rozbicia bandy. Terminatorzy od Schi­chaua - czego bardzo żałowałem, bo chłopcy byli naprawdę dzielni - założyli własny związek, nadal jednak, wbrew sprzeciwom Störtebekera i Moorkähnego, uważali się za bandę Wyciskaczy. Na proce­sie - bo ich szajka wpadła równocześnie z naszą - oskarżano ich o podpalenie na terenie stoczni bazy okrętów podwodnych. Ponad stu mechaników okrętowych i podchorążych marynarki, którzy znaj­dowali się na przeszkoleniu, zginęło wtedy w okropny sposób. Pożar wybuchł na pokładzie i uniemożliwił śpiącym pod pokładem mary­narzom opuszczenie pomieszczeń dla załogi, a gdy zaledwie osiem­nastoletni podchorążowie chcieli skakać przez iluminatory do wody, która obiecywała ratunek, uwieźli w nich biodrami, od tyłu ogarnął ich szybko rozprzestrzeniający się ogień i trzeba ich było powystrze­lać z motorowych barkasów, bo za głośno i za długo krzyczeli.
Myśmy nie podłożyli ognia. Może zrobili to terminatorzy ze stocz­ni Schichaua, a może też ludzie z grupy Westerland. Wyciskacze nie byli podpalaczami, chociaż ja, ich duchowy opiekun, mógłbym odzie­dziczyć po dziadku piromańskie skłonności.
Dobrze pamiętam montera, który został przeniesiony z Zakładów Niemieckich w Kilonii do stoczni Schichaua i odwiedził nas na krót­ko przed rozbiciem bandy Wyciskaczy. Erich i Horst Pietzgerowie, synowie sztauera, przyprowadzili go do naszej piwnicy w willi Puttkamerów. Monter uważnie obejrzał nasz magazyn, zauważył brak użytecznej broni, zdobył się na powściągliwą pochwałę, a gdy zapy­tał o szefa bandy i Störtebeker natychmiast, Moorkähne z ociąganiem wskazali na mnie, wybuchnął nie milknącym i tak aroganckim śmiechem, że niewiele brakowało, a na życzenie Oskara Wyciskacze daliby mu za swoje.
- Co to za karzeł? - powiedział do Moorkähnego i przez ramię wskazał palcem na mnie.
Zanim Moorkähne, który uśmiechał się z pewnym zakłopotaniem, zdążył odpowiedzieć, Störtebeker oświadczył zatrważająco spokoj­nie: - To jest nasz Jezus.
Monter, który nazywał się Walter, nie mógł strawić tego słówka i pozwolił sobie w naszej siedzibie na wybuch gniewu: - Powiedz­cie, czy u was politycznie wszystko gra, czy też jesteście ministranci i szykujecie jasełka na Boże Narodzenie?
Störtebeker otworzył drzwi piwnicy, dał znak Psuj owi, wystrzelił z rękawa ostrzem spadochroniarskiego noża i powiedział raczej do bandy niż do montera: - Jesteśmy ministranci i szykujemy jasełka na Boże Narodzenie.
Panu monterowi nie stało się jednak nic złego. Zawiązano mu oczy i wyprowadzono z willi. Wkrótce potem zostaliśmy sami, bo terminatorzy ze stoczni Schichaua odbili się od nas, założyli pod kie­runkiem montera własny związek i jestem pewien, że to oni podpalili bazę okrętów podwodnych.

Brak komentarzy: