Nieprawda, nic nie wiedzieli. Co najwyżej zaobserwowali ten czy ów sukces mojego głosu. Oskar nakazał sobie pobłażliwość dla tych wyrostków, których w dzisiejszych czasach nazwano by krótko i wezłowato chuliganami. Starałem się usprawiedliwić ich bezpośrednie i po części niezręczne dążenie do celu, zdobyłem się na łagodny obiektywizm. A więc to byli osławieni Wyciskacze, o których od kilku tygodni mówiło całe miasto; banda młodzieżowa, za którą uganiała się policja kryminalna i liczne jednostki służby patrolowej Hitlerjugend. Jak wyszło później na jaw: gimnazjaliści z Conradinum, ze szkół Świętego Piotra i Horsta Wessela. Była też druga grupa bandy Wyciskaczy w Nowym Porcie, która, choć kierowana przez gimnazjalistów, w dwóch trzecich składała się z terminatorów ze stoczni Schichaua i fabryki wagonów. Obie grupy rzadko podejmowały wspólne akcje, właściwie tylko wtedy, gdy wyruszając z ulicy Schichaua przeczesywały park Steffensa i nocną Aleję Hindenburga urządzając łapanki na aktywistki Związku Dziewcząt Niemieckich, które po wieczornym szkoleniu wracały ze schroniska młodzieżowego na Biskupiej Górce. Unikano zatargów między grupami, rozgraniczono dokładnie tereny działania i Störtebeker widział w przywódcy z Nowego Portu raczej przyjaciela niż rywala. Wyciskacze walczyli przeciwko wszystkim. Plądrowali biura Hitlerjugend, polowali na odznaczenia i dystynkcje urlopowiczów z frontu, którzy zabawiali się w parkach ze swoimi dziewczynami, kradli broń, amunicję i benzynę przy pomocy swoich chłopaków z baterii przeciwlotniczych i od samego początku planowali wielki napad na urząd gospodarczy.
Nic jeszcze nie wiedząc o organizacji i planach Wyciskaczy, Oskar, któremu wtedy dokuczała bardzo samotność i opuszczenie, w gronie wyrostków poczuł się swojsko i bezpiecznie. W duchu sprzymierzyłem się już z tymi chłopakami, nie przejmowałem się zbyt dużą różnicą wieku - ja zbliżałem się do dwudziestki - i mówiłem sobie: czemu nie miałbyś im zademonstrować próbki swojego kunsztu? Chłopcy są zawsze żądni wiedzy. Ty też miałeś kiedyś piętnaście i szesnaście lat. Daj im przykład, pokaż im coś. Będą cię podziwiali, może od tej chwili będą cię słuchali. Z niejednego pieca jadłeś chleb i możesz to wykorzystać, pójdź już teraz za swoim powołaniem, zbierz uczniów i rozpocznij naśladowanie Chrystusa.
Störtebeker wyczuł chyba, że moje zamyślenie jest w pełni uzasadnione. Nie przynaglał mnie i byłem mu za to wdzięczny. Koniec sierpnia. Księżycowa noc, niebo lekko zachmurzone. Alarm lotniczy. Dwa, trzy reflektory na wybrzeżu. Prawdopodobnie samolot rozpoznawczy. W tych dniach został ewakuowany Paryż. Naprzeciwko mnie wielookienny gmach fabryki czekolady Baltic. Po długim marszu grupa armii „Środek” zatrzymała się na Wiśle. Zapewne Baltic nie pracował już dla handlu detalicznego, tylko produkował czekoladę dla lotnictwa. Oskar musiał więc też oswoić się z wyobrażeniem, że żołnierze generała Pattona przechadzali się teraz w swoich amerykańskich mundurach pod wieżą Eiffla. Było to dla mnie bolesne - i Oskar uniósł pałeczkę. Tyle godzin spędzonych z Roswitą. Störtebeker dostrzegł mój gest i za pałeczką skierował wzrok ku fabryce czekolady. Podczas gdy na Pacyfiku w biały dzień oczyszczano jakąś wysepkę z Japończyków, tutaj światło księżyca kładło się we wszystkich oknach fabryki naraz. I Oskar powiedział do wszystkich, którzy chcieli tego słuchać: - Jezus rozśpiewa teraz szkło.
Jeszcze zanim załatwiłem pierwsze trzy szyby, wysoko nad głową pochwyciłem brzęczenie muchy. Podczas gdy dwie dalsze szyby pozbywały się księżycowego światła, pomyślałem: to umierająca mucha brzęczy tak głośno. Potem zamalowałem swoim głosem na czarno pozostałe wnęki okienne najwyższego piętra fabryki i przekonałem się o anemii licznych reflektorów, zanim z wielu okien fabrycznych środkowego i najniższego piętra usunąłem odblask świateł, które pochodziły chyba z baterii koło obozu „Narvik”. Najpierw odezwały się baterie nadbrzeżne, potem ja wykończyłem środkowe piętro. Po chwili zezwolenie na prowadzenie ognia otrzymały baterie ze Starych Szkotów, Polanek i Młynisk. Poszły trzy okna na parterze - i płasko nad fabryką poszły trzy nocne myśliwce, które wystartowały z lotniska. Nie uporałem się jeszcze z parterem, gdy zamilkła artyleria przeciwlotnicza pozostawiając nocnym myśliwcom zestrzelenie czteromotorowego bombowca dalekiego zasięgu, który nad Oliwą został uczczony jednocześnie przez trzy reflektory.
Z początku Oskar żywił jeszcze obawy, że równoczesność jego popisów z efektownymi wysiłkami artylerii przeciwlotniczej mogłaby rozproszyć, a może nawet odciągnąć uwagę chłopaków od fabryki i skierować ku nocnemu niebu.
Tym bardziej byłem zdumiony, gdy po zakończeniu dzieła cała banda w dalszym ciągu wpatrywała się w ogołoconą z szyb fabrykę czekolady. Nawet gdy z niedalekiej Dobromierskiej doleciały okrzyki radości i brawa jak w teatrze, bo bombowiec dostał, bo płonąc, dając ludziom uciechę, nie tyle wylądował, co spadł na Jaśkowy Las, jedynie paru członków bandy, wśród nich Putto, oderwało się od powybijanych okien fabryki. Lecz ani Störtebeker, ani Psuj, o których mi właśnie chodziło, nie zwrócili najmniejszej uwagi na zestrzelony samolot.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz