niedziela, 3 sierpnia 2008

Tyle dowiedział się Matzerath i uwierzył w to. W rzeczywistości morderczy zamach dopomógł mi pewnego dnia do spotkania z zu­pełnie inną Marią.
W przerwie obiadowej położyła się na kozetce. Matzerath po­zmywał już po obiedzie, był w sklepie i ubierał wystawę. W bawialni było cicho. Może jakaś mucha, zegar jak zwykle, w cicho nastawio­nym radiu reportaż o sukcesach spadochroniarzy na Krecie. Słucha­łem tylko, gdy oddali głos wielkiemu bokserowi Maksowi Schmelingowi. O ile zdołałem zrozumieć, w czasie skoku i lądowania na skalistej ziemi Krety mistrz świata zwichnął sobie nogę, musiał teraz leżeć i oszczędzać się; podobnie jak Maria, która po upadku z drabi­ny musiała leżeć w łóżku. Schmeling mówił spokojnie, skromnie, potem opowiadali spadochroniarze, którzy byli mniej sławni, i Oskar już nie słuchał: cisza, może jakaś mucha, zegar jak zwykle, bardzo cicho radio.
Siedziałem przy oknie na swoim stołeczku i obserwowałem ciało Marii na kozetce. Oddychała ciężko i miała zamknięte oczy. Co jakiś czas waliłem ponuro w blachę. Ale ona nie ruszała się, a mimo to zmuszała mnie, bym oddychał w jednym pokoju z jej brzuchem. Pew­nie, był jeszcze zegar, mucha między szybą a firanką i radio z kamie­nistą wyspą Kretą w tle. Wszystko to odpłynęło ode mnie w jednej chwili, widziałem tylko brzuch, nie wiedziałem, w którym pokoju zaokrąglał się ten brzuch ani do kogo należał, nie pamiętałem, kto ów brzuch tak wypchał, czułem tylko jedno pragnienie: ten brzuch musi zniknąć, to pomyłka, to mi zasłania widok, musisz wstać i coś zrobić! Wstałem więc. Musisz zobaczyć, co się da zrobić. Podsze­dłem więc do brzucha i po drodze wziąłem coś w rękę. Powinieneś wpuścić tam trochę powietrza, to paskudne wzdęcie. Wtedy unio­słem to, co po drodze wziąłem w rękę, wybrałem miejsce pomiędzy współoddychąjącymi na brzuchu dziecinnymi łapkami Marii. Powi­nieneś zdecydować się wreszcie, Oskarze, bo inaczej Maria otworzy oczy. I już poczułem na sobie jej wzrok, spoglądałem jednak nadal na lekko drżącą lewą rękę Marii, zauważyłem wprawdzie, że zabrała prawą rękę, że prawa ręka miała jakieś zamiary, i nie zdziwiłem się specjalnie, gdy Maria prawą ręką wyrwała nożyczki z zaciśniętej pięści Oskara. Stałem chyba jeszcze parę sekund z uniesioną, lecz pustą dłonią, słyszałem zegar, muchę, głos spikera w radio, który zapowie­dział koniec reportażu z Krety, potem odwróciłem się i zanim zaczę­ła się nowa audycja - wesołe melodie od drugiej do trzeciej - opuściłem naszą bawialnię, która w obliczu wypełniającego cały pokój brzu­cha stała się dla mnie za ciasna.

Brak komentarzy: