niedziela, 24 sierpnia 2008

Ponieważ jednak w czasie bombardowania mysz zastygła skur­czona na krześle i nie chciała leżeć w trumnie inaczej niż z podciąg­niętymi w górę kolanami, stary Heilandt, gdy Maria z Kurtusiem na ręku wyszła na parę minut z pokoju, musiał złamać jej obie nogi, żeby można było trumnę zabić gwoździami.
Mieliśmy niestety tylko żółtą farbę i ani na lekarstwo czarnej. Matkę Truczinską wyniesiono więc z mieszkania i po schodach na podwórze w nie pomalowanym, ale zwężonym u stóp pudle. Oskar szedł z tyłu ze swoim bębenkiem i spoglądał na wieko trumny czyta­jąc: margaryna Vitello - margaryna Vitello - margaryna Vitello. Ten napis powtarzał się tam trzykrotnie w regularnych odstępach i po­twierdzał pośmiertnie gust matki Truczinskiej. Za życia wolała ona dobrą margarynę Vitello z czystych tłuszczów roślinnych od najlep­szego masła; bo margaryna jest zdrowa, odświeżająca, pożywna, bo margaryna rozwesela.
Stary Heilandt ciągnął trumnę na płaskim wózku ze sklepu wa­rzywnego Greffów ulicami Luizy, Marii, Antona Möllera - płonęły tam dwa domy - w stronę kliniki położniczej. Kurtuś został z wdową Greff w naszej piwnicy, Maria i Matzerath pchali, Oskar siedział na wózku, chętnie wdrapałby się na trumnę, ale mu nie pozwolono. Uli­ce były zapchane uciekinierami z Prus Wschodnich i Żuław. Przez tunel pod torami kolejowymi koło hali sportowej nie dało się przejść. Matzerath zaproponował, żeby wykopać dół w ogrodzie szkolnym
Conradinum. Maria była przeciwna. Stary Heilandt, który był z mat­ką Truczinską w jednym wieku, machnął ręką z dezaprobatą. Ja też byłem przeciwko ogrodowi szkolnemu. Z cmentarza miejskiego musieliśmy oczywiście zrezygnować, bo od hali sportowej poczyna­jąc Aleja Hindenburga była otwarta tylko dla pojazdów wojskowych. Nie mogliśmy więc pochować myszy obok jej syna Herberta, ale wybraliśmy jej miejsce w parku Steffensa, który leżał naprzeciwko cmentarza miejskiego.

Brak komentarzy: