Ponieważ jednak w czasie bombardowania mysz zastygła skurczona na krześle i nie chciała leżeć w trumnie inaczej niż z podciągniętymi w górę kolanami, stary Heilandt, gdy Maria z Kurtusiem na ręku wyszła na parę minut z pokoju, musiał złamać jej obie nogi, żeby można było trumnę zabić gwoździami.
Mieliśmy niestety tylko żółtą farbę i ani na lekarstwo czarnej. Matkę Truczinską wyniesiono więc z mieszkania i po schodach na podwórze w nie pomalowanym, ale zwężonym u stóp pudle. Oskar szedł z tyłu ze swoim bębenkiem i spoglądał na wieko trumny czytając: margaryna Vitello - margaryna Vitello - margaryna Vitello. Ten napis powtarzał się tam trzykrotnie w regularnych odstępach i potwierdzał pośmiertnie gust matki Truczinskiej. Za życia wolała ona dobrą margarynę Vitello z czystych tłuszczów roślinnych od najlepszego masła; bo margaryna jest zdrowa, odświeżająca, pożywna, bo margaryna rozwesela.
Stary Heilandt ciągnął trumnę na płaskim wózku ze sklepu warzywnego Greffów ulicami Luizy, Marii, Antona Möllera - płonęły tam dwa domy - w stronę kliniki położniczej. Kurtuś został z wdową Greff w naszej piwnicy, Maria i Matzerath pchali, Oskar siedział na wózku, chętnie wdrapałby się na trumnę, ale mu nie pozwolono. Ulice były zapchane uciekinierami z Prus Wschodnich i Żuław. Przez tunel pod torami kolejowymi koło hali sportowej nie dało się przejść. Matzerath zaproponował, żeby wykopać dół w ogrodzie szkolnym
Conradinum. Maria była przeciwna. Stary Heilandt, który był z matką Truczinską w jednym wieku, machnął ręką z dezaprobatą. Ja też byłem przeciwko ogrodowi szkolnemu. Z cmentarza miejskiego musieliśmy oczywiście zrezygnować, bo od hali sportowej poczynając Aleja Hindenburga była otwarta tylko dla pojazdów wojskowych. Nie mogliśmy więc pochować myszy obok jej syna Herberta, ale wybraliśmy jej miejsce w parku Steffensa, który leżał naprzeciwko cmentarza miejskiego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz