Czy jeszcze czekałem na Jana? Czy już nie zrezygnowałem, a jeśli nie ruszałem się z miejsca, to tylko dlatego, że nie obmyśliłem jeszcze odpowiedniej formy rezygnacji? Dłuższe czekanie oddziałuje wychowawczo. Dłuższe czekanie może jednak również skusić czekającego do tak szczegółowego wyobrażenia sobie spodziewanej sceny powitania, że oczekiwany nie będzie miał żadnej szansy udanego zaskoczenia. Mimo to Jan zaskoczył mnie. Ogarnięty ambicją, żebym zobaczył go pierwszy, powitał nie przygotowanego resztkami bębenka, nie ruszałem się z miejsca, napięty, z pałeczkami w pogotowiu. Żeby na wstępie uniknąć długich wyjaśnień, chciałem mocnym uderzeniem i nagłym krzykiem blachy ukazać moją rozpaczliwą sytuację, mówiłem sobie: jeszcze pięć tramwajów, jeszcze trzy, jeszcze ten tramwaj, przygotowując się na najgorsze wyobrażałem sobie, że Brońscy na życzenie Jana zostali przeniesieni do Modlina czy Warszawy, widziałem go jako referendarza na poczcie w Bydgoszczy lub Toruniu, łamiąc wszystkie poprzednie przysięgi przeczekałem jeszcze jeden tramwaj i odwróciłem się już w stronę domu, gdy z tyłu ktoś chwycił Oskara, ktoś dorosły zakrył mu oczy.
Poczułem miękkie, pachnące wykwintnym mydłem, przyjemnie suche męskie dłonie; poczułem Jana Brońskiego.
Kiedy mnie puścił i śmiejąc się uderzająco głośno obrócił ku sobie, było za późno, żeby demonstrować na blasze moją fatalną sytuację. Toteż obie pałeczki wsunąłem równocześnie pod płócienne szelki krótkich spodni, w owym czasie, gdy nikt się mną nie zajmował, brudnych i wystrzępionych koło kieszeni. Mając wolne ręce wysoko uniosłem zawieszony na nędznym sznurku bębenek, oskarżająco wysoko, ponad głowę, tak wysoko, jak proboszcz Wiehnke podczas Mszy unosił hostię, mógłbym też powiedzieć: oto jest ciało moje i krew moja, nie powiedziałem jednak ani słówka, tylko wysoko uniosłem udręczony metal, nie pragnąłem też istotnej, być może cudownej przemiany; domagałem się naprawy mojego bębenka, nic więcej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz