Dzień odwiedzin: Maria przyniosła mi nowy bębenek. Gdy razem z blachą chciała mi podać ponad kratą łóżka kwit ze sklepu z zabawkami, powstrzymałem ją machnięciem ręki, nacisnąłem dzwonek u wezgłowia, aż wszedł Bruno, mój pielęgniarz, i zrobił to, co robi zawsze, ilekroć Maria przynosi nowy, opakowany w niebieski papier blaszany bębenek. Rozsznurował paczkę, rozwinął papier i upuścił na podłogę, aby po niemal uroczystym wydobyciu bębenka starannie go złożyć. Potem dopiero kroczył Bruno - a jeśli mówię „kroczył”, mam na myśli krok uroczysty - z nową blachą ku umywalce, puszczał ciepłą wodę i ostrożnie, żeby nie zadrapać białego i czerwonego lakieru, usuwał z obrzeża bębenka naklejoną cenę.
Gdy po krótkiej, niezbyt męczącej wizycie Maria zbierała się do odejścia, wzięła starą blachę, którą rozbiłem opisując plecy Herberta Truczinskiego oraz drewnianą rzeźbę dziobową i może trochę zbyt dowolnie komentując pierwszy List do Koryntian, wzięła, żeby położyć ją w naszej piwnicy obok tych wszystkich zużytych blach, które służyły mi do celów po części zawodowych, po części prywatnych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz