Jak państwo zauważyliście już przedtem, pod stołem od dawien dawna nadarzała mi się okazja do najciekawszych obserwacji: dokonywałem porównań. Lecz jakże od śmierci mojej biednej mamy zmieniło się wszystko! Oto Jan Broński, na górze zachowując ostrożność, a jednak przegrywając partię za partią, na dole nie próbował stopą w skarpetce śmiałych podbojów między udami mojej mamy. Pod karcianym stołem tamtych lat nie było już erotyki, nie mówiąc o miłości. Sześć nogawek, ukazując różne wzorki w jodełkę, opinało sześć gołych lub odzianych w kalesony, mniej lub bardziej owłosionych męskich nóg; nogi te na dole starały się sześciokrotnie uniknąć choćby przypadkowego zetknięcia, na górze zaś, uproszczone i powiększone w tułowie, głowy, ramiona, oddawały się grze, która ze względów politycznych powinna była być zabroniona, która jednak w każdym wypadku przegranej lub wygranej partii pozwalała na usprawiedliwienie, także na triumf: oto Polska przegrała granda z ręki; oto przed chwilą Wolne Miasto Gdańsk wygrało gładko dla Wielkoniemieckiej Rzeszy zwykłe dzwonki.
Można było sobie wyobrazić dzień, kiedy skończą się te gry manewrowe - jak pewnego dnia kończą się wszystkie manewry i z racji tak zwanego rzeczywistego wybuchu na powiększonej płaszczyźnie zamieniają się w nagie fakty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz