czwartek, 24 lipca 2008

Wiktor Weluhn pomógł nam przenieść coraz cięższego, mimo wzmagającego się upływu krwi, woźnego. Bardzo krótkowzroczny Wiktor miał jeszcze w tym momencie swoje okulary i nie potykał się la kamiennych stopniach schodów. Z zawodu, co jak na krótkowidza brzmi dość niewiarygodnie, był Wiktor listonoszem pieniężnym. Dzisiaj, ilekroć rozmowa schodzi na niego, nazywam Wiktora biednym Wiktorem. Podobnie jak moja mama po rodzinnym spacerze do mola portowego stała się moją biedną mamą, tak listonosz pieniężny Wiktor po utracie okularów - były jeszcze inne przyczyny - stał się biednym, nic nie widzącym Wiktorem.
- Widziałeś może biednego Wiktora? - pytam mojego przyjacie­la Vittlara w dni odwiedzin. Lecz od owej jazdy tramwajem z Flin­kem do Gerresheim - jeszcze o niej opowiem - Wiktor Weluhn zniknął nam z oczu. Pozostaje tylko żywić nadzieję, że jego prześladowcy też szukają go na próżno, że odnalazł swoje albo inne, odpowiadające mu okulary i być może jak dawniej, choć już nie w służbie Poczty Polskiej, to przecież jako listonosz pieniężny Poczty Federalnej krótkowzrocznie, ale w szkłach uszczęśliwia ludzi kolorowymi banknotami i twardym bilonem.
- Czy to nie straszne? - wysapał Jan, który dźwignął Kobielę z lewej.
- A co będzie, jak Anglicy i Francuzi nie przyjdą? - zaniepokoił się obładowany woźnym z prawej Wiktor.
- Ależ przyjdą! Rydz-Śmigły jeszcze wczoraj powiedział w radio: „Mamy gwarancję: jeśli wybuchnie wojna, cała Francja powstanie jak jeden mąż!” - Jan z trudem zachował swoją pewność do końca zdania, bo widok własnej krwi na zadrapanym grzbiecie dłoni nie podawał wprawdzie w wątpliwość polsko-francuskiego układu gwa­rancyjnego, dopuszczał jednak obawę, że Jan mógłby się wykrwa­wić, zanim jeszcze cała Francja powstanie jak jeden mąż i wierna mej gwarancji sforsuje Wał Zachodni.
- Na pewno już ruszyli. A flota angielska pruje wody Bałtyku! — Aktor Weluhn lubił mocne, odbijające się echem wyrażenia, stanął schodach, z prawej obwieszony zranionym ciałem woźnego, z lewej unosząc rękę w górę, jak w teatrze, przemawiając wszystkimi pięcioma palcami: - Przybywajcie, dumni Brytyjczycy!
Podczas gdy obaj pomału, roztrząsając nadal polsko-francusko-angielskie stosunki, nieśli Kobielę do prowizorycznego lazaretu,
Oskar wertował w myślach książki Gretchen Scheffler w poszukiwa­niu odpowiednich fragmentów. Dzieje Gdańska Keysera: „Podczas wojny niemiecko-francuskiej w latach osiemset siedemdziesiąt-siedemdziesiąt jeden, po południu dwudziestego pierwszego sierpnia osiemset siedemdziesiątego roku cztery francuskie okręty wojenne wpłynęły do Zatoki Gdańskiej, skierowały już lufy swoich armat na port i miasto, ale w ciągu najbliższej nocy korwecie śrubowej »Nym­phe« pod dowództwem komandora podporucznika Weickhmanna udało się zmusić do odwrotu stojącą na kotwicy w Zatoce Puckiej flotyllę”.

Brak komentarzy: