wtorek, 1 lipca 2008

W małej kotlince leżała zagroda Brońskiego. Stały przed nią to­pole i miały chronić od piorunów. Zdjęto z zawiasów wrota stodoły, położono na kozłach, nakryto obrusami. Przyszli jeszcze ludzie z sąsiedztwa. Stypa musiała trwać odpowiednio długo. Biesiadowa­liśmy na klepisku stodoły. Gretchen Scheffler trzymała mnie na kola­nach.
Jedzenie było tłuste, potem słodkie, znów tłuste, wódka z ziem­niaków, piwo, gęś i prosię, ciasto z kiełbasą, dynia w occie i cukrze, kasza gryczana ze śmietaną, pod wieczór trochę wiatru przez otwartą stodołę, myszy przemykały z szelestem, tak samo dzieci Brońskich, które z bachorami sąsiadów zawojowały podwórze.
Z lampami naftowymi pojawiły się na stole karty do skata. Wód­ka z ziemniaków pozostała. Był jeszcze ajerkoniak własnej roboty, co rozweselał. A Greff, który nie pił, śpiewał piosenki. Śpiewali tak­że Kaszubi, a Matzerath jako pierwszy rozdał karty. Jan był drugim, majster z cegielni trzecim graczem. Dopiero teraz rzuciło mi się w oczy, że brakowało mojej biednej mamy. Grano do późnej nocy, lecz żadnemu z mężczyzn nie udało się zrobić czerwieni z ręki. Gdy Jan Broński w sposób zupełnie niepojęty przegrał czerwień z ręki bez czterech, usłyszałem, jak półgłosem powiedział do Matzeratha: - Agnieszka na pewno wygrałaby tę partię.
Wtedy zsunąłem się z kolan Gretchen Scheffler, znalazłem na dworze babkę i jej brata Wincentego. Siedzieli na dyszlu furmanki. Wincenty półgłosem przemawiał po polsku do gwiazd. Babka nie mogła już płakać, ale wpuściła mnie pod swoje spódnice.
Któż dzisiaj weźmie mnie pod spódnice? Któż mi przyciemni światło dnia i światło lampy? Któż mi da zapach owego rozpływają­cego się żółtawo, lekko zjełczałego masła, który moja babka składa­ła, gromadziła i przechowywała dla mnie pod spódnicami, którym kiedyś mnie obdzielała, aby mi służyło, abym się w nim rozsmako­wał.
Zasnąłem pod czterema spódnicami, byłem bardzo blisko począt­ków mojej biednej mamy i miałem podobny spokój, choć nie tak pozbawiony tchu, jak ona w swojej skrzyni zwężającej się u stóp.

Brak komentarzy: