Dopiero pod koniec osiemnastego wieku, w czasach rozbiorów Polski, Prusacy, którzy siłą musieli wziąć miasto, wydali królewsko-pruski nakaz usunięcia „drewnianej figury Niobe”. Po raz pierwszy nazwano ją urzędowo po imieniu i natychmiast ewakuowano, a raczej zamknięto w owej Wieży Więziennej, na której dziedzińcu utopiony został Paul Beneke, z której galerii przeprowadziłem pierwszą udaną próbę dalekosiężnego śpiewu, ażeby w obliczu najbardziej wyszukanych produktów ludzkiej fantazji, narzędzi tortur, zachowywała się spokojnie przez cały wiek dziewiętnasty.
Gdy w dziewięćset trzydziestym drugim wdrapałem się na Wieżę Więzienną i zaatakowałem swoim głosem okna foyer Teatru Miejskiego, Niobe - wieść gminna nazywała ją „Zieloną Maryjką” lub „Zieloną Maryją” - dzięki Bogu już od lat nie było w izbie tortur Wieży. Kto wie, czy w przeciwnym razie powiódłby się mój zamach na klasycystyczną budowlę.
Musiał być człowiekiem nieświadomym, przyjezdnym ów dyrektor muzeum, który wyciągnął Niobe z trzymającej ją w karbach izby tortur i wkrótce po utworzeniu Wolnego Miasta ulokował w nowo powstałym Muzeum Żeglugi. Niebawem umarł na zakażenie krwi, którego ten nadgorliwiec nabawił się podczas umocowywania tabliczki głoszącej, że powyżej napisu wystawiona jest rzeźba dziobowa znana pod imieniem Niobe. Jego następca, przezorny znawca historii miasta, ponownie chciał usunąć Niobe. Zamierzał podarować niebezpieczną drewnianą dziewczynę miastu Lubece i tylko dlatego, że lubeczanie nie przyjęli daru, mieścina nad Trave stosunkowo cało - prócz swych ceglanych kościołów - przetrwała bombardowania i wojnę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz