czwartek, 24 lipca 2008

Jadwiga Brońska dostała najpierw nakaz opuszczenia mieszka­nia przy Okrężnej, które zajęła rodzina wyższego oficera lotnictwa.
Kiedy wdowa pakowała się z pomocą Stefana i szykowała do wyjaz­du do Rębiechowa - miała tam parę hektarów ziemi i lasu, ponadto mieszkanie dzierżawcy - otrzymała zawiadomienie, z którego jej oczy, odbijające wprawdzie cierpienie świata, ale nie rozumiejące go, bar­dzo powoli i dopiero z pomocą syna Stefana zdołały wyłuskać ów sens, co czarno na białym czynił ją wdową. Oto treść zawiadomienia:

Kancelaria Sądu Grupy Eberhardta s.k.41/39
Sopot, 6 paźdz. 1939 Pani Jadwiga Brońska,
Stosownie do zarządzenia zawiadamia się Panią, że Broński Jan wyrokiem Sądu Wojennego za działalność dywersyjną skazany zo­stał na śmierć i stracony.
Zelewski (Inspektor Sądu Polowego)

Sami państwo widzicie - o Zaspie ani słówka. Tamci mieli wzgląd na rodziny, chcieli oszczędzić im kosztów pielęgnacji zbyt obszerne­go i kwiatochłonnego masowego grobu, wzięli na siebie pielęgnację i ewentualne przeniesienie zwłok gdzie indziej, gdy zniwelowali piasz­czysty grunt na Zaspie i zebrali prócz jednej - bo jedna zawsze zosta­je - wszystkie łuski nabojów, ponieważ walające się łuski szpecą każdy porządny cmentarz, nawet jeśli już nie jest używany.
Tę jedną łuskę, która zawsze zostaje, o którą właśnie chodzi, zna­lazł Leo Hyś, przed nim bowiem nie ukrył się żaden, choćby najbar­dziej potajemny pogrzeb. Leo, który znał mnie z pogrzebu mojej bied­nej mamy, z pogrzebu mojego okrytego bliznami przyjaciela Herberta Truczinskiego, który z pewnością wiedział też, gdzie zakopali Sigismunda Markusa - ale ja go o to nie pytałem - był uszczęśliwiony i niemal kipiał radością, gdy w końcu listopada - wypisano mnie właśnie ze szpitala - mógł mi wręczyć zdradziecką łuskę.
Zanim jednak z ową lekko już zardzewiałą tulejką, w której być może mieścił się ów przeznaczony dla Jana ołowiany rdzeń, idąc za Hysiem zaprowadzę państwa na cmentarz na Zaspie, muszę was pro­sić, żebyście porównali metalowe łóżko szpitala miejskiego w Gdań­sku, oddział dziecięcy, z metalowym łóżkiem tutejszego zakładu dla nerwowo chorych. Oba łóżka są biało lakierowane, a jednak odmien­ne, łóżko na oddziale dziecięcym jest co prawda mniejsze, jeśli mie­rzyć długość, ale wyższe, jeśli przyłożyć calówkę do prętów kraty.
Chociaż przyznaję pierwszeństwo krótkiej i wysokiej klatce z roku dziewięćset trzydziestego dziewiątego, to przecież w dzisiejszym, przeznaczonym dla dorosłych, kompromisowym łóżku znalazłem swój wyzbyty pretensji spokój i pozostawiam kierownictwu zakładu odrzucenie lub przyjęcie wniesionej przed miesiącami prośby o wy­ższą, lecz również metalową i lakierowaną kratę łóżka.

Brak komentarzy: