czwartek, 24 lipca 2008

W każdym razie póki co zostałem w hali nadawczej, szukałem Jana i Kobieli, schodziłem z drogi doktorowi Michoniowi, nie znala­złem ani wuja, ani woźnego, zauważyłem wybite szyby w oknach hali, ponadto pęknięcia i brzydkie wyrwy w tynku koło głównego wejścia, i byłem świadkiem, jak przyniesiono pierwszych dwóch ran­nych. Jeden z nich, starszy pan o ciągle jeszcze starannie uczesanych siwych włosach, bez przerwy mówił coś gorączkowo, gdy mu opa­trywali draśnięcie na prawym ramieniu. Ledwie owinęli mu banda­żem lekką ranę, chciał zerwać się, chwycić swój karabin i ponownie rzucić się za worki z piaskiem, które jednak nie były chyba kulood­porne. Jak to dobrze, że lekkie, spowodowane dużym upływem krwi omdlenie powaliło go z powrotem na posadzkę i nakazało ów spo­kój, bez którego starszy pan tuż po zranieniu nie odzyska sił. Ponad­to mały, dziarski pięćdziesięciolatek, który miał wojskowy hełm na głowie, a w kieszonce na piersi cywilnego ubrania wystający trójkąt białej chusteczki, ten pan o nobliwych ruchach zurzędniczałego ry­cerza, który był doktorem i nazywał się Michoń, który poprzedniego wieczoru ostro wziął Jana Brońskiego na spytki, wezwał rannego starszego pana, aby w imię Polski zachował spokój.
Drugi ranny leżał dysząc ciężko na worku ze słomą i nie zdradzał już tęsknoty za workami z piaskiem. W regularnych odstępach krzy­czał głośno i bez wstydu, bo dostał postrzał w brzuch.
Oskar chciał właśnie jeszcze raz przeprowadzić inspekcję szere­gu mężczyzn za workami z piaskiem, aby wreszcie odnaleźć swoich, gdy rozległy się dwa niemal równoczesne uderzenia granatów po­wyżej i obok głównego wejścia do hali nadawczej. Szafy, które prze­sunięto do wejścia, otworzyły się raptownie i ukazały stosy spiętych akt, które potem wyfrunęły w górę, straciły porządne oparcie, aby lądując i ślizgając się na kamiennej posadzce trącać i zakrywać kart­ki, których w myśl reguł buchalterii nigdy nie miały prawa poznać. Nie trzeba dodawać, że wyleciały pozostałe szyby, że ze ścian i z sufitu spadły większe i mniejsze kawałki tynku. Przez chmury gipsu i wapna przywleczono na środek hali następnego rannego, potem jednak, na rozkaz doktora Michonia w hełmie wojskowym, wniesiono go po schodach na pierwsze piętro.

Brak komentarzy: