Dzisiaj chciałbym powiedzieć, że czułem już brzeg bębenka, gdy mężczyźni wpadli na schody i na korytarz. Wracali, wyparli Heimwehrę z paczkami, na razie byli zwycięzcami; słyszałem ich śmiechy.
Ukryty za jednym z koszów z listami, czekałem nie opodal drzwi, aż znaleźli się przy rannym. Z początku rozmawiając głośno i gestykulując, później klnąc cicho opatrzyli go.
Na wysokości hali nadawczej wybuchły dwa granaty przeciwpancerne - znowu dwa, potem cisza. Salwy pancerników w porcie wolnocłowym, naprzeciwko Westerplatte, przetaczały się daleko, pomrukując dobrodusznie i równomiernie - człowiek przyzwyczaił się do nich.
Nie zauważony przez mężczyzn zajętych przy rannym, wymknąłem się z magazynu przesyłek listowych, zostawiłem bębenek swojemu losowi i ponownie ruszyłem na poszukiwanie Jana, mojego domniemanego ojca i wuja, a także woźnego Kobieli.
Na drugim piętrze znajdowało się mieszkanie służbowe naczelnika Poczty, który w porę wyprawił rodzinę do Bydgoszczy lub Warszawy. Najpierw przeszukałem kilka pomieszczeń magazynowych od strony podwórza, a potem znalazłem Jana i Kobielę w pokoju dziecięcym służbowego mieszkania naczelnika.
Przyjemny jasny pokój z wesołą, niestety w kilku miejscach uszkodzoną przez zabłąkane kule tapetą. W czasach pokoju można by podejść do dwóch okien, rozerwać się, obserwując plac Heweliusza. Nie uszkodzony jeszcze koń na biegunach, rozmaite piłki, średniowieczny zamek pełen przewróconych ołowianych żołnierzy, pieszych i konnych, otwarte pudło tekturowe z mnóstwem szyn i miniaturowych wagonów towarowych, kilka mniej lub bardziej sfatygowanych
lalek, pokoiki dla nich, w których panował bałagan, krótko mówiąc, nadmiar zabawek zdradzał, że pan naczelnik Poczty musiał być ojcem dwojga bardzo rozpieszczonych dzieci, chłopca i dziewczynki. Jak to dobrze, że bachory zostały ewakuowane do Warszawy, że ominęło mnie spotkanie z rodzeństwem podobnym do Stefana i Margi Brońskich. Z odrobiną złośliwej satysfakcji wyobrażałem sobie, jak przykro było temu smarkaczowi naczelnika, gdy musiał pożegnać się z dziecinnym rajem pełnym ołowianych żołnierzy. Może wsadził sobie do kieszeni kilku ułanów, żeby później, podczas walk o twierdzę Modlin, zasilić polską kawalerię.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz