Oskar za dużo gada o ołowianych żołnierzach, a jednak nie może uchylić się od wyznania: na najwyższej półce regału na zabawki, książeczki z obrazkami i gry towarzyskie ciągnął się rząd miniaturowych instrumentów muzycznych. Miodowożółta trąbka stała bezdźwięcznie koło posłusznych działaniom bojowym, to znaczy dzwoniących przy każdym wybuchu granatu dzwoneczków. Z prawego brzegu rozsiadła się zakrzywiona i barwnie wymalowana harmonia.
Rodzice byli do tego stopnia przesadni, że podarowali swojemu potomstwu prawdziwe małe skrzypce z czterema prawdziwymi strunami. Obok skrzypiec stał, ukazując swój biały, nietknięty krąg, zablokowany kilku klockami, a więc zabezpieczony przed stoczeniem się - pewnie mi państwo nie uwierzycie - biało-czerwono lakierowany blaszany bębenek.
Z początku nie próbowałem wcale o własnych siłach ściągnąć bębenka z regału. Oskar zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczonych możliwości i w wypadkach, gdy jego karłowatość zamieniała się w bezradność, prosił dorosłych o pomoc.
Jan Broński i Kobiela leżeli za workami z piaskiem, które zasłaniały od dołu jedną trzecią sięgających do podłogi okien. Do Jana należało lewe okno. Kobiela zajął pozycję przy prawym. Od razu pojąłem, że woźny nie znajdzie teraz czasu, by wyciągnąć i naprawić mój bębenek, który spoczywał pod plującym krwią rannym, z pewnością coraz bardziej zgniatany; bo Kobiela był całkowicie pochłonięty czym innym: przez szczelinę pozostawioną w ścianie z worków z piaskiem w regularnych odstępach strzelał z karabinu ponad placem Heweliusza w stronę rogu Tartacznej, gdzie tuż przed mostem ustawiło się działko przeciwpancerne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz