czwartek, 24 lipca 2008

Kiedy uniosłem wzrok znad świeżo nabytej własności, która, że tak powiem, ni z tego, ni z owego potoczyła mi się wprost pod nogi, stwierdziłem, że muszę przyjść z pomocą Janowi Brońskiemu. W żaden sposób nie mógł zrzucić z siebie ciężkiego ciała woźnego. Myślałem z początku, że Jana też trafiło; jęczał bowiem bardzo natu­ralnie. W końcu gdy zepchnęliśmy Kobielę, który jęczał tak samo naturalnie, okazało się, że Jan odniósł bardzo nieznaczne obrażenia. Odłamki szkła zadrasnęły mu jedynie prawy policzek i grzbiet dłoni. Szybkie porównanie pozwoliło mi stwierdzić, że mój domniemany ojciec miał jaśniejszą krew niż woźny, któremu nogawka na wyso­kości uda zabarwiła się tłusto i ciemno.
Kto Janowi podarł i wywinął elegancką, szarą marynarkę, tego już nie dało się ustalić. Czy zrobił to Kobiela, czy granat? Wisiała na nim w strzępach, z odprutą podszewką, bez guzików, popękana w szwach, z wywróconymi kieszeniami.
Proszę o wyrozumiałość dla mojego biednego Jana Brońskiego, który najpierw pozbierał wszystko, co gwałtowna burza wytrząsnęła mu z kieszeni, zanim przy mojej pomocy wywlókł Kobielę z dziecię­cego pokoju. Odnalazł grzebień, fotografie swoich najbliższych — było tam też zdjęcie mojej biednej mamy - jego portmonetka nawet się nie otworzyła. Z dużym trudem i nie bez ryzyka, gdyż wybuch częściowo zmiótł osłaniające worki z piaskiem, udało mu się zebrać rozrzucone po całym pokoju karty do skata; chciał bowiem mieć wszystkie trzydzieści dwie, a gdy nie znalazł trzydziestej drugiej, był nieszczęśliwy, a gdy znalazł ją Oskar, między dwoma zabałaganionymi pokoikami dla lalek, i podał mu, uśmiechnął się, choć była to winna siódemka.
Gdy wywlekliśmy Kobielę z dziecięcego pokoju i znaleźliśmy się wreszcie na korytarzu, woźny zdobył się na parę zrozumiałych dla Jana Brońskiego słów. - Czy mam wszystko na miejscu? - niepo­koił się inwalida. Jan sięgnął mu do spodni między starcze nogi, chwy­cił pełną garść czegoś i skinął Kobieli głową.
Wszyscy byliśmy szczęśliwi: Kobieli udało się zachować męską dumę, Jan Broński odnalazł wszystkie trzydzieści dwie karty do ska­ta, łącznie z winną siódemką, Oskar zaś miał nowy blaszany bębe­nek, który przy każdym kroku uderzał go w kolano, gdy Jan z jed­nym poczciarzem, którego nazywał Wiktorem, przenosili osłabionego upływem krwi woźnego piętro niżej do magazynu przesyłek listo­wych.

Brak komentarzy: