wtorek, 1 lipca 2008

Próbowałem co prawda namówić Matzeratha, żebyśmy wybrali się do cyrku Kronego, ale Matzerath nie dał się namówić, pogrążył się cały w żałobie po mojej biednej mamie, której właściwie nigdy w pełni nie posiadał. Ale kto posiadał mamę w pełni? Nawet o Janie Brońskim nie można tego powiedzieć, prędzej już o mnie, bo Oskar
najbardziej ucierpiał na jej nieobecności, która zakłócała mu dzień powszedni, a nawet stawiała pod znakiem zapytania. Mama fatalnie mnie urządziła. Po moich ojcach niczego nie mogłem się spodzie­wać. Mistrz Bebra znalazł sobie mistrza w osobie ministra propagandy Goebbelsa. Gretchen Scheffler poświęciła się bez reszty akcji Pomocy Zimowej. Nikt nie powinien głodować, nikt nie powinien marznąć, głoszono. Trzymałem się swojego bębenka i coraz bardziej brnąłem w samotność na zbębnionej do cienka, kiedyś białej blasze. Wieczorem siadywaliśmy z Matzerathem naprzeciwko siebie. On wertował książki kucharskie, ja skarżyłem się na swoim instrumen­cie. Niekiedy Matzerath płakał i krył głowę w kucharskich książ­kach. Jan Broński przychodził coraz rzadziej. Mając na uwadze poli­tykę, obaj mężczyźni byli zdania, że trzeba być ostrożnym, że nie wiadomo jak się sprawy potoczą. Toteż partyjki skata ze zmieniającym się stale trzecim partnerem stawały się coraz rzadsze, a jeśli już, to urządzano je w naszej bawialni pod wiszącą lampą o późnej porze, unikając wszelkich politycznych rozmów. Wydawało się, jakby moja babka Anna nie mogła już odnaleźć drogi z Bysewa na naszą ulicę. Nie mogła wybaczyć Matzerathowi, może i mnie, słyszałem prze­cież, jak mówiła: - Moja Agnieszka umarła, bo znieść dłużej nie mogła tego bębnienia.
Uznany za winnego śmierci mojej biednej mamy, tym mocniej czepiałem się oszkalowanego bębenka; bo on nie umierał, jak umiera matka, można było wymienić go na nowy, poprosić starego Heilandta albo zegarmistrza Laubschada, żeby go zreperował, bębenek rozumiał mnie, dawał zawsze właściwą odpowiedź, trzymał się mnie, jak ja trzymałem się jego.

Brak komentarzy: