W parę dni po spotkaniu na zaspiańskim cmentarzu Oskar spotkał swoją babkę Annę Koljaiczkowąna targu we Wrzeszczu. Odkąd pod Bysewem nie było już granicy celnej i państwowej, mogła znów przywozić na targ jajka, masło, także jarmuż i zimowe jabłka. Ludzie kupowali chętnie i dużo, bo niebawem miały być wprowadzone kartki żywnościowe, a to zachęcało do gromadzenia zapasów. W tym samym momencie gdy Oskar zobaczył babkę przycupniętą za swoimi towarami, na gołej skórze pod płaszczem, swetrem i koszulką poczuł kartę do skata. Z początku, kiedy zaproszony przez konduktora na darmową przejażdżkę wracałem tramwajem z Zaspy na plac Maksa Halbego, chciałem podrzeć winną siódemkę.
Oskar nie podarł karty. Dał ją babce. Staruszka, siedząc ze swoim jarmużem, w pierwszej chwili przelękła się na jego widok. Może pomyślała, że Oskar nie przynosi nic dobrego. Potem jednak przywołała do siebie trzylatka, który zerkał zza koszy z rybami. Oskar ociągał się, obejrzał najpierw żywego dorsza, który leżał na morszczynie i miał prawie metr długości, chciał popatrzeć na raczki z Jeziora Otomińskiego, których całe tuziny wciąż jeszcze pracowicie ćwiczyły w koszykach chód w tył; Oskar podchwycił ten chód, zbliżał się do straganu babki plecami marynarskiego płaszcza i pokazał jej guziki z kotwicami wtedy dopiero, gdy potrącił jeden z drewnianych kozłów pod jej straganem, aż jabłka się potoczyły.
Przyszedł Schwerdtfeger z gorącymi, zawiniętymi w gazetę cegłami, wsunął je babce pod spódnice, jak zawsze wyciągnął suwakiem zimne cegły, zrobił kreskę na łupkowej tabliczce, którą miał zawieszoną na szyi, przeszedł do następnego straganu, a babka podała mi lśniące jabłko.
Czymże Oskar mógł jej się zrewanżować? Dał jej najpierw kartę do skata, potem łuskę naboju, której również nie chciał zostawić na Zaspie. Anna Koljaiczkowa długo wpatrywała się nie rozumiejąc w te dwa tak różne przedmioty. Wtedy usta Oskara zbliżyły się do jej chrząstkowatego, starczego ucha pod chustką i szepnąłem, lekceważąc wszelką ostrożność, myśląc o różowym, małym, ale mięsistym uchu Jana z długim, kształtnym płatkiem: — On leży na Zaspie - szepnął Oskar i uciekł przewracając kosz z jarmużem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz