niedziela, 3 sierpnia 2008

Zapytacie państwo: po co te przygotowania, po co to szczegóło­we rozwodzenie się o kościach policzkowych, brwiach, płatkach uszu, dłoniach i stopach młodej dziewczyny? Stając całkowicie po stronie państwa, potępiam wraz z wami ten sposób opisywania ludzi. Oskar jednak jest głęboko przeświadczony, że do tej pory udało mu się ob­raz Marii co najwyżej wypaczyć, jeżeli nie zniekształcić na zawsze. Dlatego już tylko ostatnie i, miejmy nadzieję, wyjaśniające zdanie: Maria, jeśli pominąć wszystkie anonimowe pielęgniarki, była pierw­szą miłością Oskara.
Uświadomiłem sobie ten stan, gdy któregoś dnia, co zdarzało mi się rzadko, przysłuchiwałem się własnemu bębnieniu i zauważyłem, w jak nowy, natarczywy i zarazem ostrożny sposób Oskar powiada­miał blachę o swojej namiętności. Maria przychylnie słuchała tego bębnienia. Ale nie lubiłem zbytnio, gdy sięgała po organki, brzydko marszczyła czoło nad drumlą i uznawała, że musi mi wtórować. Czę­sto jednak przy cerowaniu pończoch albo nasypywaniu cukru opusz­czała ręce, poważnie i badawczo, z nieporuszoną twarzą, patrzyła mi między pałeczki i zanim wracała znów do cerowanej pończochy, prze­suwała miękkim, sennym ruchem po mojej krótkiej, ostrzyżonej na jeża czuprynie.
Oskar, który na ogół nie znosił takich czułości, tolerował dłoń Marii, polubił to głaskanie do tego stopnia, że nieraz całymi godzina­mi i już bardziej świadomie wystukiwał na blasze kuszące do głaska­nia rytmy, aż w końcu dłoń Marii usłuchała i spełniała jego pragnie­nie.
Doszło do tego, że Maria co wieczór kładła mnie do łóżka. Roz­bierała mnie, myła, pomagała włożyć piżamę, polecała mi przed spa­niem jeszcze raz opróżnić pęcherz, odmawiała ze mną, choć była protestantką, „Ojcze nasz”, trzy „Zdrowaś Mario”, czasem też „Jezu, dla ciebie żyję, Jezu, dla ciebie umieram”, i przykrywała mnie wreszcie z miłą, usypiającą miną.

Brak komentarzy: